15 Aug 2017

"Kimi no Na wa" - "Your Name"

Kimi no Na wa - najnowszy płaczkizm film Makoto "Płaczka" Shinkaia.

Warto o nim napisać, choćby dlatego, że zdobył masę nagród (więcej niż Madoka), pierwsze miejsce na MALu (średnia 9.26 z ponad 270 000 ocen, 56-57% daje 10/10) albo dlatego, że jest najlepiej zarabiającym filmem anime w historii, znacząco bijąc poprzedni rekord po 15 latach:
1. Your Name [2016] - $355,298,270
2. Spirited Away [2001] - $289,096,544
3. Howl's Moving Castle [2004] - $235,184,110
Poza tym chcę napisać recenzję, by zebrać i uporządkować myśli o tym dziele.

[Brak spoilerów]
Jak zawsze u Shinkaia jest wysoka i nowoczesna technologia animacji połączona z artyzmem w stylu naturalistyczno-impresjonistycznym (również impresjonizm w treści - przedstawianie tylko "pozytywnych stron życia", brak poruszania problemów społecznych, brak przesłania / oraz naturalizm - brak lub znikoma ilość fantastyki, metafor, symbolizmu, treści i perspektyw innych niż typowo-codzienno zwykło-ludzkie). Ten film jest jego najładniejszym, choć w jakości estetyki nie odbiega znacząco od "Kotonoha no Niwa" (kto oglądał Kotonohę to się nie zaskoczy). Jest ładny, ale oczywiście szału nie ma, bo nawet najdokładniejszy pędzel, najlepsze animacje i najwyższa technologia nie są w stanie dokonać cudów przy niewymagającym i nie-estetycznym stylu.

Ale film ten (oczywiście) nie jest uwielbiany tylko dlatego, że jest estetycznie ładny. Co więcej, typowe shinkaiowskie "płaczki" (ból egzystencjalny zmieszany z niemożliwością doświadczenia miłości) w nim nie występują, przynajmniej nie jako główne przesłanie/motyw przewodni. Poszedł po trochę rozumu, i zrobił, idąc jeszcze dalej śladem Kotonohy - zwyczajne, popkulturowe love-story (oczywiście to anime, a więc nadal nieporównywalnie lepsze niż wszystkie scenariusze "love-story" z zachodu). Zawsze jego bohaterowie to były największe życiowe cioty jakie można było sobie wyobrazić, tym razem to są zwyczajni (naturalistyczni) bieda-nastolatkowie, a więc kolejny progress. Chociaż kiedy co piąta osoba na ulicy Tokio w realu jest ciekawsza i (co ważniejsze) głębsza osobowościowo niż twoi japońscy bohaterowie to powinieneś (tak jak od zawsze powtarzałem wskazując "Ef: A Fairy Tale of the Two" jako idealny przykład) rzucić pisanie, a zostać tylko przy rysowaniu. Ale.. poza postaciami jest jeszcze scenariusz, i tu się robi ciekawie. Tak jak napisałem wcześniej - zwykłe love-story, ale jednak z kilkoma niezwykłymi elementami...

[Lekkie spoilery settingu i fabuły/]
Prosto z mostu - Ten film jest tak popularny i kochany, bo operuje na archetypicznym i bliskim ludziom (przeważnie wschodu) koncepcie przeznaczonej miłości z poprzednich żyć / poprzedniego życia. Tylko zniekształca go, pokazując go w ramach jednego życia, natomiast uczucia, zachowania, intuicje, pragnienia są jak z miłości przedinkarnacyjnej (przypomina się "Angel Beats!") dążącej do ponownego zjednoczenia w nowych życiach. Jakbym miał powiedzieć swój ideał, to byliby to nadludzie, którzy umawiają się na miłość w następnym życiu, odnajdują się, mogą mieć jakieś problemy ze sobą albo ze swoimi nowymi życiami by dodać trochę smaczków, ale tak czy inaczej rozpoznają się i jednoczą przeciw złu (po co związek jak nie do walki ze złem?! przecież nie dla dzieci), a więc nietzscheański scenariusz "No Game No Life". Tutaj dwójka, już nie shinkaiowskich przegrywów i płaczków (chociaż nadal jest sporo ciotowatości..), tylko zwykłej dziewczyny ze wsi i zwykłego chłopca z miasta, próbują się odnaleźć i kochać, po drodze stykając się z własną głupotą, słabością, śmieszkizmem i immanentną niegodziwością życia.. tylko bardzo wybaczającą i delikatną. Tragicznie nie jest, da się oglądać, wiadomo też czemu to jest tak popularne i szeroko wielbione, szerokie masy ludu pracującego miast i wsi mogą mieć immersję z prostymi bohaterami.

Od strony filozoficznej i wartości oczywiście rak (ale mógł być większy), gdyż irracjonalny romantyzm. Uczenie ludzi, że miłość bierze się z "magii" i ludzie jej nie tworzą tylko "magicznie" zdarza się im, oczywiście beż żadnej racjonalnej przyczyny, bez żadnych systemów wartości, nawet bez umowy/obietnicy/kontynuacji z poprzednich żyć (choć to nie jest w filmie wykluczone).

Poza tym trochę postmodernizmu w wątku mieszania timeline'ów czasu. Ale.. logika i rozum nie są celem tego filmu. Shinkai przyznał w wywiadzie, że jego celem jest "rozrywka", nawet jeśli widzowie nie będą rozumieć co się dzieje na ekranie.

Gdyby film skończył się w połowie. Tzn. ta cała sielanka i śmieszkowanie z brania życia na niepoważnie skończyłyby się tragicznym młotem rzeczywistości, to film miałby jakiś sens, jakąś wartość pozaestetyczną* i nawet troszeczkę szanowałbym go (przynajmniej miałby racjonalny morał). Wystarczy do tego tylko wyciąć drugą połowę. Niestety film by się wtedy nie sprzedał, ludzie nie lubią jak się im przypomina o nawet nie tyle mrocznej i chaotycznej stronie rzeczywistości (bo to już jest dark-fantasy hardcore) tylko o niewybaczalności błędów, nawet jeśli protagonista wyciągnąłby lekcje z swojej porażki i miałby po latach, już jako silniejszy człowiek, tę jedyną prawdziwą miłość, tylko z kimś innym.
[/koniec lekkich spoilerów]
Ludzi trzeba hartować, a romantyczne filmy, tak jak romantyczna muzyka jak pisał Nietzsche: "pozbawia ducha jego surowości i ochoczości, i pozwala bujnie się krzewić wszelkiego rodzaju tęsknotom nieokreślonym, i pragnieniom gąbczastym" oraz "rozmiękcza, czyni zniewieściałym, jej 'wieczna kobiecość' pociąga nas - w dół!". Na pewno dla kobiet ten film ma mniej negatywny wpływ, poza tym - to definitywnie najlepsze dzieło Shinkaia, i nie tylko tu jest progress - to, że przebił on filmy od Ghibli na liście zarobków zrzucając jarzmo ich długiej dominacji, jest jak najbardziej pozytywne.

*Film ma wartości przeważnie estetyczne, ale również jakiś ładunek emocjonalny (jeśli nie życzy się źle pogardzanym bohaterom..) i jakiś tam potencjał refleksyjny, głównie przez dobrze oddany realizm przeżyć bohaterów oraz przewijające się tam metafizyczne idee dot. interkonekcji świadomości (a la "Kokoro Connect"). Myślę, że ten film, z swoją siłą przekazu, może być czymś raczej pozytywnym, gdyż impakt emocjonalny i jakościowy nie są wykorzystane tu do promocji treści jawnie/skrajnie lewackich, nihilizmu, ani słabości. Jak na szeroko popularny film, nie jest tragicznie.

Mocne 5/10. Polecam zapoznać się z filmem.

No comments:

Post a Comment