30 Dec 2015

Dekompozycja - Fate/Zero

Fate/Zero, 2sezony (2011-2012) - 9/10

Czas dokonać analizy genialnego dzieła Urobuchiego, a raczej adaptacji Jego powieści na okraszone piękną muzyką (od Yuki Kajiury!) i kreską (ufotable!) anime.

Nie będę opisywał całościowo Fate'a i jego elementów składowych, czyli na przykład cudownej muzyki, najlepszej techniki animacji jaka została kiedykolwiek zastosowana w czymkolwiek, pacingu akcji, kompozycji odcinków (potocznie - reżyserki). Skupię się natomiast na treści, scenariuszu i profilach postaci.

Oto Moja interpretacja/analiza, czyli dekompozycja Fate/Zero:

Przed turniejem:

Chronologicznie, czyli Emiya Kiritsugu, główny bohater.

Postać, której nie można lubić, bo (intencjonalnie) została wykreowana przez reżysera jako męczennik i głupiec, który musi cierpieć za swoje poglądy na życie i świat. Popatrzmy na jego dzieciństwo.
Zaczęło się od tego, że zabił swojego ojca. Moralnie? Nie. Czemu nie? Bo ojciec NIE DOKONAŁ NA NIKIM AGRESJI. Mały Kerry z zimną krwią (!) morduje niewinnego ojca będąc w wieku przedszkolnym, damm, jak do tego doszło?
Ojciec Kiritsugu splamił wychowanie. Po pierwsze mały żył bez matki (nic o niej nie wiadomo). Po drugie jedyny rodzic jaki mu pozostał odciął dzieciaka od cywilizacji, ponieważ uciekł na jakąś tropikalną wysepkę, by móc w spokoju rozwijać swoje arkany magii, a odcięcie takie - od sztuki, wiadomości, informacji - ma zawsze negatywne konsekwencje dla (nie)rozwijającej się istoty ludzkiej. Po trzecie ojczyn nie poświęcał mu wystarczająco czasu. Wygląda na to, że prawie w ogóle nie obchodził go jego syn, cała jego uwaga była skierowana na badania, a kontakty z innymi ludźmi, w tym synem, istniały dla niego tylko w ramach teraźniejszych lub przyszłych zysków w rozwijaniu sztuk magicznych. Tak niewychowany syn nie miał ani wystarczającej nauki o świecie, ani o moralności, ani o męskości, która powinna wypłynąć od ojca. Skutek? Kiedy wampiryczna dziewczynka błagała, by ją zabił rzucając mu pod nogi sztylet nie zrobił tego, nikt nie nauczył go tego jak powinien postępować, co jest słuszne, a co nie. Ale karma istnieje, więc ojciec zginął za swoje błędy wychowawcze z rąk syna, który nie czuł nic do niego, bo jak czuć coś do ojca, który się tobą nie zajmuje, a nawet więcej czasu poświęca obcym? Dodatkowo, ojca którego wynalazki pośrednio przyczyniły się do śmierci jedynej ukochanej osoby (odpowiednika starszej siostry). Brak wychowania doprowadził nie tylko do śmierci niewychowującego, ale i do katastrofy jaką była strata całej wioski. Shirley wzięła próbkę dobrowolnie, biorąc związane z tym ryzyko na swoje barki, więc ojciec protagonisty był moralnie czysty i wykonanie na nim kary śmierci było nie tylko niemoralne, ale i obrzydliwie okrutne, a jak dodamy jeszcze, że zrobił to jego syn z pełną wolą czynu, przecież nie musiał, mogła to zrobić Natalia.. Wydarzenia z wyspy odcisną już na zawsze piętno psychiczne na niewychowanym głupcu, który nie wykształcając swojego ego będzie żył jako altruista, bez własnych życiowych pasji z jedynym marzeniem - uratowania ludzkości przez eksterminację magów, by wydarzenia z wyspy nie powtórzyły się. Razem z Natalią zabijali głównie ludzi, którzy sobie na to zasłużyli, ale czy tylko? W końcu ta dwuosobowa drużyna najemnych zabójców nie miała żadnej kropli moralności. Kiritsugu tylko miał zakłamany obraz tego, że moralność jest wtedy kiedy SKUTKIEM będzie ratunek niewinnych. Nie bacząc na działania i przyczyny. Zabijali więc i morderców i "niewygodnych" magów, magów zbiegów, z powodów politycznych, tylko Kiritsugu godził się na to ze względu na swoje zakłamanie odnośnie moralności, ba, zabijał z tak zimną krwią, że Natalia była lekko przerażona. Swoje człowieczeństwo symbolicznie stracił w momencie zestrzelenia samolotu. Zasady, które wyznawał mówiły, że moralniej byłoby gdyby zabezpieczył ludzi na ziemi zabijając Natalię, ale nie wystrzeliłby rakiety, gdyby całkowicie nie zniszczył swojego ego, zastępując je pustym altruizmem. W końcu w jego interesie było uratowanie Natalii za wszelką cenę, ale ten idiota doprowadził do śmierci kolejnej niewinnej osoby, ze względu na szansę na uratowania większej ilości osób. Jego wewnętrzna natura próbowała się bronić i atakować emocjonalnie, ale po załamaniu otrząsł się i ruszył dalej - jeszcze bardziej pusty, jeszcze bardziej zniszczony. Oto pierwszy nihilista Fate/Zero.

Inny rodzaj nihilizmu - Kotomine Kirei.

Kirei, Kirei... Ojciec wychował cię w duchu chrześcijaństwa, nigdy nie nauczył cię introspekcji i Praw Natury, zakłamał twoje życie traktując cię jak narzędzie. Gdy jedyna wartość w twoim życiu zgasła, tzn. zmarła ci żona, poszedłeś do jedynego znanego ci miejsca w którym mogłeś coś robić. Nie miałeś nigdy pasji, ani specjalizacji, nigdy na własną rękę nie mogłeś odkryć wnętrza swojej duszy.
Człowiek, który zostawał mistrzem w danej sztuce, a potem porzucał ją dla innej. Szukający swojego sensu życia i nie mogący go znaleźć. Słuchający się we wszystkim ojca, chociaż to ojciec był pierwszym źródłem jego nieszczęść. Nie mogący samemu naprawić błędów złego wychowania po dorośnięciu. Do turnieju startuje jako bezosobowa, łatwa do kontrolowania, niemająca żadnego celu w życiu forma. "Najbardziej zdemoralizowaną jednostką na Ziemi jest człowiek pozbawiony celu." Jego nihilizm różni się od Kiritsugu tym, że nie ma altruistycznej żądzy zniszczenia siebie przez poświęcenie wszystkiego dla innych. Po prostu nie ma nic - jest pusty.


Wzmianki o pozostałych:

Irisviel - Nie miałaby ego, gdyby nie narodziny córki. Córka włącza jej ukryty pierwiastek człowieczeństwa stając się jej raison d'etre. Zaczyna turniej jako altruistka działająca w pełni dla interesu Ilyi (by miała ojca i względnie normalne życie). Jest jedyną postacią na prawdę tragiczną w całej serii (jeszcze Ilya, ale prawie nie jest pokazywana), ponieważ jej altruistyczne motywacje nie wynikają tylko z słabości, ale również z logicznej kalkulacji tego, że nie uniknie zbliżającej się śmierci i nic innego jej nie zostało. Poza tym spełnia idealnie swoją rolę.

Kayneth Archibald - Jego motywacjami są zmieszane sukces/prestiż/władza. Będzie cierpiał przez swoją głupotę, brak szacunku dla zasad i zły wybór żony.

Maiya Hisau - Absolutny brak ego (przez nieukształtowanie w dzieciństwie), który przeradza się w absolutne oddanie dla głównego bohatera. Tak samo pusta jak Kirei, ale jednak niemanipulowana i nieokłamywana wybrała swoją ścieżkę sama. "Pusty" Kiritsugu nie mógł jednak, jako opiekun, dać jej wzoru do tworzenia własnego 'ja'.

Kariya Matou - Kolejna ofiara braku/złego wychowania. Opuścił okrutną i niegodziwą rodzinę. Nie ma ideałów za które mógłby walczyć i umierać. Opiera się na najniższych, najprostszych emocjonalnych pobudkach. Czysty altruista pragnący poświęcić swoje życie dla innej, straconej już osoby (z zniszczoną psychiką na całe życie). Jest tak żałosny, że jego ojciec woli podziwiać jego cierpienie, niż wygrać legendarny turniej... Umrze w męczarniach za swoją słabość.

Tokiomi Tohsaka - Choć nie jest ideałem moralności to jednak trzeba mu przyznać, że jako jedyny z uczestników-mistrzów działa racjonalnie, czysto egoistycznie i ma konserwatywne obyczaje. Jego motywacją jest poznanie Prawdy/dojście do Źródła (standard dla wszystkich magów), które łączy z prestiżem i sukcesem swojego rodu.

Waver Velvet - Zwykły złodziej. Niegodziwiec z urażoną resztką nic nie znaczącej dumy. Jego motywacją jest pokazanie światu, że nie jest takim frajerem za jakiego go uważają. Podczas nauki w Londynie dał sobie wytworzyć tożsamość złudną, którą po turnieju odrzuci. Zaczyna od kradzieży artefaktu swojego nauczyciela, potem kradnie co popadnie łącznie z domem jednorodzinnym, stosując przymus hipnozy. Lewackie ścierwo godne tylko i wyłącznie szybkiej śmierci.

Słudzy:

Saber - Jej motywacją jest altruistyczne poświęcenie się dla swojego kraju. Naprawienie błędów z przeszłości.

Lancer - Nie jest dokładnie zarysowany, ciężko Mi ustalić czy walczy o naprawę przeszłości, czy tylko z powodu pułapki Graala. Stawiałbym na to, że wszystkie jego wartości to kodeks rycerski i jego wypełnianie, a uczestnictwo w turnieju jest mu narzucane (albo turniej albo nic).

Rider - Chce żyć, po prostu, uciec z pułapki, zreinkarnować się. Jest tym samym zdrowym egoistą. Może niemoralnym złodziejem, który jest sparowany z Waverem by pokazać, że nie ma różnicy moralnej między rabusiem małego kalibru, a najwyższego, ale przynajmniej z egoistycznymi pobudkami. Choć go nie lubię, to przyznaję, że przynajmniej walczy i umiera za ideały.

Archer - Pozytywnie szurnięty, niemoralny, egotyczny, przearogancki buc. Wspaniała postać.. no prawie. Brakuje mu co prawda poczucia etyki, przyzwoitości międzyludzkiej, ale względnie do reszty postaci jest, choć nieidealny, to jednak całkiem normalny. Kierują nim może niewzniosłe, ale jednak egoistyczne pobudki rozrywki i żądzy władzy.

Caster - Razem z mistrzem są tylko irracjonalnymi narzędziami destrukcji. Niewarci dłuższych wywodów.

Assassyn i Berserker są tylko narzędziami, bez woli. Nie można określić, czy to co kieruje Berserkiem odnośnie Saber nie jest zbytnio spotęgowane przez zastosowaną odmianę rytuału przywoływania, a dodatkowo jest mało ważny, więc go zostawię jak Castera.


Jeszcze o Kiritsugu:

Przed rozpoczęciem turnieju Kiritsugu miał na swoim koncie dziesiątki tysięcy istnień. Miał już dość. Zatrudnił się u Einzbernów jako mag-wykonawca, po to, by zdobyć Graal i zakończyć wszystkie wojny. Lecz.. umowa wnosiła do jego życia dwie nowe wartości - żonę i dziecko. I to nimi się zajął. Znalazł swój sens, widać szczególnie po jego zachowaniu z córką i jak wspominał ją na początku 1szego sezonu w apartamencie. W końcu wyjdzie na to, że jego motywacje ulegną zmianie. Chociaż celem głównym pozostaje altruistyczne poświęcenie się, by zbawić ludzkość to z nim samym nie miałby odpowiedniej siły woli do zwycięstwa. Pcha go jeszcze egoizm związany z miłością do córki, którą chce mieć nadal, a według umowy by ją mieć - musi wygrać. Dodatkowo jeszcze może zalegać mu nadzieja na to, że Graal jako wszechpotężny da radę uratować również Irisviel. Kiedy wyznaje swoje cele i ideały tak na prawdę ukrywa przed innymi, a może i przed samym sobą, że prawdziwą główną wartością w jego życiu jest jego rodzina i to dla nich walczy. Inaczej jakakolwiek immersja nie byłaby możliwa z protagonistą i anime w ogóle. A więc możliwe, że Kiritsugu okłamuje sam siebie, że działa altruistycznie, siedząc nadal w tożsamości złudnej - obrońcy ludzkości, "sprawiedliwego" bohatera.

W trakcie turnieju:

Interpretacja scen:

Wzajemne zainteresowanie Kireia i Kiritsugu- Kirei jako pusty nihilista nie mógł uwierzyć w idealizm Kiritsugu. Gdy dowiedział się o jego marzeniu słusznie stwierdził, że w takim wypadku nie ma między nimi różnicy, bo nie ma różnicy między altruistą dążącym do samozniszczenia, a dążącym do jeszcze większej (wszech)samozagłady nihilisty. Kirei natomiast nie mógł dowiedzieć się o podświadomych intencjach Kiritsugu, które nie były altruistyczne i tutaj (w miłości do rodziny, którą Kirei utracił) leżało prawdziwe rozwiązanie jego zagadki. A więc coś ich jednak różniło i ta realna różnica przyczyniła się do realnego konfliktu. Kiritsugu za to obawiał się mnicha przez brak ego, które już jako takie sam posiadał (rodzina, idealizm, styl działania, podstawowe zasady moralne), ale miał świadomość do czego może doprowadzić jego brak - nieobliczalności. A jest ona bardzo kłopotliwą cechą dla taktyka, jeśli występuje u przeciwnika.

Manipulacja Kireiem przez Gilgamesha
- Była łatwa. Gilgamesh był silną osobowością i rozumnym, zdolnym do manipulacji osobnikiem, który wykorzystał pustkę Kireia by, trochę jak ten wąż z ogrodu, krok po kroku pchać go na ciemną stronę mocy (dla własnej rozrywki). Stosował oszustwa psychologiczne (jak to z niby podświadomym zainteresowaniem Kariyą) doprowadzając mnicha do błędnych wniosków o samym sobie, ale nie mógłby nic zrobić w tym aspekcie gdyby Kirei sam nie wiedział czego chce, jakie ma wartości, co lubi, o co walczy i po co żyje, czyli jakby miał ego. To w końcu doprowadziło do okrutnej zbrodni, czyli zamordowania nauczyciela Kireia i ostatecznego błędnego wniosku, który był ironiczną wręcz kwintesencją krytyki słabych, niemających silnego poczucia siebie, swoich wartości i ideałów ludzi, że ukrytym pragnieniem tego głupca miało być niby zniszczenie (jak dobrze wiemy Graal nie spełnił żadnych życzeń, tylko eksplodował). Urobuchi  najwidoczniej chciał dobitnie pokazać, że brak ego jest równoznaczny z brakiem rozumu.

Bankiet Królów - Na poziomie politycznym i etycznym oczywiście Saber miałaby rację, ponieważ król zawsze musi być podporządkowany etyce i jest to podstawą Cywilizacji Łacińskiej z jakiej pochodziła. Ale o nie tym był ten bankiet. Królowanie, rządzenie to były tylko zasłony dla prawdziwego sensu tej rozmowy, którym była kwestia altruizmu i egoizmu, tak, znowu. Rider i Gilgamesh próbowali przekonać Saber, że dla niej, jako jednostki, działanie altruistyczne jest destrukcyjne, że jej chęć poświęcania się dla innych/swojego kraju doprowadzi nie tylko do zagłady ją samą, ale za sobą pociągnie swój kraj/swoich poddanych (co było później jeszcze swoiście doargumentowane przez Berserkera). W końcu przecież Rider i Archer nie byli przeciwnikami etyki łacińskiej jako takiej, twierdzili, że wyznawanie swoich królewskich zasad i życie w zgodzie z nimi jest esencją królewskości, dopóki nie jest się altruistą. Dopóki te etyczne zasady mają za cel być naszym celem, czy ramami naszego działania, a nie ograniczeniem naszego życia/szczęścia. Kwestia dobrania samych zasad (np. libertariańskich, łacińskich, turańskich etc) nie jest w tej scenie poruszana. Poruszany jest tylko, szkodzący Arturii altruizm. Na końcu Gilgamesh wręcz idealnie podsumowuje upór Saber mówiąc, że z taką bezinteresowną postawą robiłaby za świetny dobytek w jego haremie. Mogłaby wtedy poświęcać się dla kogoś (niego) w nieskończoność i w pełni.

Kiritsugu nieodzywający się do Saber - To wynikało z połączenia dwóch czynników. Pierwszym była postawa samego protagonisty, który traktował servantów jak zwykłe kukły. Nie czuł żadnego szacunku dla bohaterów, bo widział w nich młodego siebie, który takim myśleniem przynosił tylko ból i cierpienie sobie i najbliższym. Po drugie nie znosił Arturii przez jej szlachetność, rycerskość i etyczność w wszelkim działaniu. Cechy te postrzegał jako przeszkody w realizacji własnych celów. W końcu był makiawelistą. Ten konflikt wartości był najbarwniej ukazany podczas sceny śmierci Lancera i dyskusji jaka toczyła się po niej.

Zakończenie/aktywacja Graala - Po pierwsze - Irisviel umarła. Dzięki temu Graal (Aryman) mógł powstać. Znając jego imię, znamy również jego cele - śmierć i zniszczenie. Wszystko inne to oszustwo, razem z legendą o spełnianiu życzeń. Aryman zrobiłby dokładnie to samo niezależnie od życzenia. Twierdził, że to (mordy) jest jedyny sposób zbawienia ludzkości jaki Kiritsugu zna, ale okłamał go nie tylko dlatego, że Kiritsugu w rzeczywistości tego nie chciał, ale nawet gdyby znał teorię libertariańską i poprosił o światowy ład bezpaństwowy to wynik byłby ten sam - zniszczenie. Graal był jednym, wielkim oszustwem. Wszyscy dążyli do tego samego i nikt nie wiedział do czego. Choć nadal drużyna Kiritsugu miała najwięcej racji zwycięstwa, bo przynajmniej moralność protagonisty sprawiła, że zniszczył złowrogi artefakt. Ale jaki płynie z tego morał? Brak wiedzy o sytuacji w jakiej się jest i ślepa wiara w ideały połączona z nieznajomością Prawa Naturalnego doprowadziły do ogromnej eskalacji nieszczęść. Do tego dochodzi altruizm (miałkie ego) jako kolejne źródło zła. Większość bohaterów cierpiała właśnie przez to ostatnie. Mamy jasno nakreślone, że egoiści są bardziej szczęśliwi (Archer, Rider, Tohsaka) od reszty. Natomiast poza altruizmem głównymi źródłami wszystkich nieszczęść jakie objawiły się w trakcie turnieju były niemoralność i nieetyczność. W anime można było też zauważyć, że "zło" (jak zawsze) płynęło również z braku wychowania lub błędnego wychowania dzieci.

Konkluzje:

To jest jak najbardziej ciężka historia. Od samego początku wszyscy byli skazani na cierpienie. To był jedyny cel ich zmagań. I tu wyjawia się nihilistyczna (w kompozycji) natura tego dzieła.
Emiya Kiritsugu stracił swój nowo nabyty sens życia i ponownie zmarł, już na dobre. Wychowywanie adoptowanego dziecka jest tylko zastąpieniem pustki, nie robi już tego z pasji. Nie ma żadnych pasji. Żyje, żre i czeka na śmierć, czyli jest martwy.
Co do reszty postaci to sprawa jest oczywista. Waver porzucił resztki ideałów, Kirei i Gilgamesh pozostali na ścieżce zła, Rin straciła ojca i matkę (no prawie..), Ilya została sama i zostanie wykorzystana jak Iri, reszta nie żyje. Nikt nie skończył szczęśliwie, nikt. Oto sekret Graala, oto sekret ślepej głupoty i destrukcyjnej bezinteresowności, oto metaforyczny wynik dążenia do niemożliwego, przez nieznajomość praw rządzących światem. Wielka spirala nieszczęść z której widz może wziąć tylko przestrogi czego nie robić, jakim nie być. Oto dojrzałe i ponure anime traktujące widza poważnie. A poza tym, patrząc nie tylko na treść, ale na całokształt utworu - jedno z najlepszych dzieł sztuki jakie powstało na Ziemi.

The End