25 Jan 2018

Czy Fate/Zero na prawdę jest nihilistyczne?


Nieświadomym celem ludzi, którzy tworzą i oglądają sztukę o marności i bezsensowności ludzkiej egzystencji jest doprowadzenie do marności i bezsensowności w ludzkiej egzystencji. 

Zastanawiam się dlaczego taki np. "Grobowiec Świetlików" jest nihilistyczny, a Fate/Zero (przecież kończy się tragiczniej!) nie, tylko jest zwykłym dramatem klasycznym z katharsis. Otóż Fate/Zero kończy się tragicznie, ale tragedia ta jest karą za (tu zależy od bohaterów) niegodziwości, ignorancji, głupoty, pychy i innych przywar, z wyróżnieniem niegodziwości, a więc aspekt wolnej woli osadzonej w deterministycznych ramach prawnych jest zachowany, a więc nadzieja na usprawiedliwienie swojej egzystencji, osiągnięcie szcześcia i spełnienia, wyjście z nihilizmu, jezusowe przezwyciężenie cierpienia etc. istnieje. Proszę zauważyć, że bohaterowie w Fate/Zero cierpią przez swoje lub innych błędy (w tym moralne), a nie przez strukturę wszechświata. Dodatkowo największy nihilista jest tu największym antagonistą. W końcu Urobuchi (scenarzysta Fate/Zero), w przeciwieństwie do tego co można wyczytać z tłumaczeń urywek z jego wywiadów ("I have nothing but contempt for the deceitful thing men call 'happiness', and find myself with no choice but to push my characters, whom I pour my heart and soul out to create, into the abyss of tragedy."), nie jest nihilistą, w końcu jak oglądamy jego magnun opus i jedno z największych arcydzieł w historii ludzkości (Madoka Magica), a nie tyle je samo co jego zakończenie "Rebellion", będące jak Nowy Testament do Starych prawd o wiecznym cierpieniu spowodowanym istnieniem samoświadomości i życiem na Ziemi, to widzimy, że odpowiedź na przezwyciężenie nihilizmu pojawia się w koncepcji nadczłowieka, w miłości (w rozumieniu czegoś ponad arystotelską jedność cnót) i służbie naturalnemu porządkowi wszechświata (a więc Stwórcy) tożsamym z pokonaniem Lucyfera, a drogą do tego ma być "constant willpower" (jak to mawia Mark Passio), czy wola mocy (które określenie wolałby Urobuchi jako nietzcheanista), z jezusową/alchemiczną transformacją świadomości pozwalającą zmienić to, co jest przyczyną niemożności przezwyciężenia cierpienia i pokonania zła (przypominam, że PANCERZ EV w dalszym Evangelionie okazał się być OGRANICZENIEM, tak samo "ego" na pewnym etapie oświecenia okazuje się być przeszkodą, a nie ochroną przed światem jak się nierozwiniętej świadomości wydawało). Natomiast w takim Grobowcu Świetlików (nazwa adekwatna - "pogrzebywanie dusz!"), czy nihilistycznych płaczkach Makoto Shinkaia (on z Ghibli mają najbardziej dochodowe filmy animowane w wypełnionej nihilizmem Japonii), podstawą filozoficzną jest przekonanie o determiniźmie ludzkiego losu - zniszczenia na nieuniknionej wojnie, niemożliwości osiągnięcia spełnienia/eudajmonii, niemożności wzięcia losu w swoje ręce, nieistotności ludzkiej woli i nieosiągalności miłości i jedności i z drugą istotą ludzką i z Bogiem/Naturą. Dlatego cieszyłem się, że najnowszy film Shinkaia - Kimi no Niwa - który przebił wszystkie rekordy sprzedaży uznaje już wolną wolę (przez pozostawienie okna nadziei na końcu, dokładnie tak samo jak w epilogu "Angel Beats!", w którym zakochani bohaterowie spotkali się w nastepnym życiu) i tym samym wyższą siłę (higher power, metafizykę - moc świadomości) istniejące w strukturze świata. Tak się dzieje kiedy lewicowy artysta zaczyna robić to czego wymaga kolektywna podświadomość widzów, a nie jego zepsuta świadomość. Społeczeństwo nie jest tak zepsute jak zepsuty jest przeciętny lewicowy artysta.

"Jest coraz więcej artystów, ale coraz mniej mądrych."

Szanujmy więc i wspierajmy w miarę możliwości prawilnych twórców. Sprawa wolnej woli jest kluczem do ludzkiej wolności i fundamentem naszego przetrwania.