5 Mar 2018

No Game No Life: Zero - interpretacja

Uwaga!: Tekst ten jest przeznaczony dla osób, które obejrzały już NGNL: Zero.

Nie jestem w stanie napisać interpretacji No Game No Life, ponieważ nie tylko anime to nie dobiegło końca, ale po premierach książek można wywnioskować, że pierwszy sezon kończy się gdzieś na początku opowieści. Film "Zero" jest natomiast inną bajką, pre-quelem w formie spin-offu, który wymaga znajomości poprzedzającej go serii, ale nie wymaga kontynuacji, będąc zamkniętą historią. W głównej linii fabularnej mamy słuszny, ale prosty przekaz, metaforycznie rzecz biorąc: dwójka racjonalnych egoistów, indywidualistów, humanistów (miłośników ludzkiego potencjału) wspina się po szczeblach hierarchii kompetencji libertariańskiego świata. Możliwe, że jednym z ich celów, a nawet celem głównym, jest odzyskanie wolnej woli istot zamieszkujących Disboard (przez detronizację Teda), ale jeśli nie, to nieważne, bo sam racjonalnie egoistyczny cel osiągnięcia szczytu hierarchii wolnego świata jest wystarczająco wzniosły i chwalebny. W "Zero" mamy do czynienia z ich poprzednimi wcieleniami. Mamy też wyjaśnione kim jest Ted. Ogólnie rzecz biorąc film ten rzuca zupełnie inne światło na No Game No Life. Już sam gatunek dzieła z libertariańskiej komedii fantasy przeszedł w post-apokaliptyczny dramat fantasy, który zamiast aksjomatów raczy nas treściami egzystencjalnymi oraz jeszcze pełniejszą pochwałą indywidualizmu. Dlatego nie chcę skupiać się na samej fabule filmu, ale właśnie na wątkach egzystencjalnych, na przekazie jaki z niego płynie.

[Spoilery!]
1. Zastany świat jest okrutnym, niesprawiedliwym miejscem, w którym wygrywa zło, w którym wszyscy są skazani na cierpienie, w którym jest tak źle i który jest tak zepsuty, a siły dobra tak nieliczne i słabe, że wszelka walka o jego poprawę wydaje się nie mieć sensu. Kolektywiści odnoszą przytłaczający triumf na każdym polu, a indywidualiści biją się wewnętrznie między nihilizmem, a samobójstwem. To jest archetypiczny obraz założeń.

2. Protagonista mimo wszystko (w tym śmierci najpierw rodziny, a potem prawie wszystkich przyjaciół) nie poddaje się, dzięki czemu w zgliszczach Wielkiej Wojny natrafia w końcu na Schwi (<szuvi>). Natrafia na nią również dlatego, że po stracie rodziny i bezsensie odwlekania śmierci nie poddał się, czym jej zaimponował. Można też wywnioskować, że pierwsze anomaliczne doświadczenie Schwi było widokiem matki małego Riku, która zasłoniła go własnym ciałem przed eksplozją. To wtedy po raz pierwszy zobaczyła miłość/troskę/ludzkie emocje i to musiało odpalić jej ciekawość ludzkim sercem. To wtedy też zaczęła podświadomie mieć wyrzuty sumienia i współczucie dla Riku za swoje zbrodnie.

3. Schwi jest androidką, która jako jedyna odłączyła się od kolektywu. Zrobiła to, podobnie jak Neo z Matrixa, czy Inspektor z Equilibrium, ponieważ doświadczyła poza-matrixa, tu akurat przez próbę analizy ludzkiej osobowości. Postanowiła, że chce zbadać osobowość głównego bohatera (zakochała się w nim, choć wtedy jeszcze nie miała o tym pojęcia, ani o tym czym jest miłość), ale by móc tego dokonać musiała zostać indywiduum.

4. Riku nadaje jej imię oraz pomaga stworzyć jej osobowość. Schwi zauważa, że go kocha. Protagonista wychowuje sobie życiową partnerkę i tym bardziej jej osobowość jest utworzona i bliższa ideału Shiro, który zmaterializuje się w nast. życiu, tym bardziej jego miłość do niej dojrzewa. Na końcu filmu będzie już prawie w pełni dojrzałą osobowością. Ich związek, w filmie i serii, jest archetypicznie idealny, dlatego, że Shiro jest jungowską animą Sory.
Proszę zauważyć, że Riku nie gra w grę ego-dominacji wykorzystując uległość swojej partnerki, tylko mądrze mówi jej, że ona sama musi odkryć idealną formę dla jego duszy (co w końcu robiła, kiedy nie miał nawet tego do końca świadomości, widać to w jego oczach i reakcji kiedy przyjęła delikatny głos anielskiej dziewczynki), bo przecież sam nie ma wiedzy absolutnej o sobie i potencjale wszechświata. Schwi więc rozwija się według swojej woli i swojego osądu, orientując się na jej najwyższe dobro, a więc spełnienie potrzeb duchowych swojego ukochanego. Miłość jest więc tym, co budzi w niej indywidualizm. Mówiąc inaczej (i nawiązując do End of Evangelion): pragnienie możliwości przeżywania miłości popycha ją i motywuje do akceptacji (i rozwoju) indywidualizmu.

5. Dzięki "uporządkowaniu swojego domostwa" bohaterowie podnoszą się i ogłaszają wojnę z wszystkimi imperiami świata. Ale jako, że ludzie nie mają żadnych szans w otwartym starciu, to wybierają walkę wywiadowczo-informacyjną. Ogłoszenie zasad tej rywalizacji jest nawiązaniem do ogłoszenia Żydom 10 przykazań przez Mojżesza, i pra-początkiem aksjomatów Teda.

I teraz wchodzimy na wyższy poziom: [I mocne spoilery!]
6. Dopóki na świecie istnieje władza to bohaterowie nie mogą żyć ze sobą i kultywować swojej miłości - muszą poświęcić się wolności. Mając tego świadomość Schwi de facto poświęca swoje życie, by dać Riku szansę na zdobycie boskiego tronu. On w dalszej perspektywie nie załamuje się, by nie zmarnować jej poświęcenia, i po kolejnej z wielu modlitw do okrutnego Boga, który śmiał skazać dobrych ludzi na cierpienie w niegodziwym świecie, co jest wszystko metaforą do sytuacji indywidualistów/wolnościowców w współczesnym etatyźmie, rusza do ostatniej bitwy o losy świata.

7. Dzięki nadludzkiemu wysiłku woli, ogromnej pracy, wykorzystaniu inteligencji i sprytu oraz wielkiemu poświęceniu, w końcu udaje się umieścić Riku przed boskim tronem. Niestety z swoim rozpadającym się ciałem i stanowiącym blokadę masywnym stężeniem energii - nie jest w stanie go zdobyć, a więc zrealizować marzenia o lepszym świecie. W tym momencie ma swoją ostatnią modlitwę przed śmiercią i dla odmiany jedyną w pełni prawdziwą, wychodzącą z najgłębszego miejsca duszy. Jest to jedna z najmocniejszych, najbardziej przepełnionych znaczeniem scen w historii sztuki. Pomimo otwartej niesprawiedliwości świata, pomimo wszelkich tragedii jakiego spotkały jego i jego bliskich, to na końcu akceptuje fakt, że był grzesznikiem, że był niedoskonały i może jakby był lepszym, bardziej cnotliwym człowiekiem albo ogarnął się wcześniej, to wynik jego życia byłby inny. Po spowiedzi błaga Boga o ukazanie mu sensu życia, jego i jego bliskich. Ted manifestuje się i bierze boski tron - odnawiając świat i wprowadzając libertariańskie aksjomaty. Mimo, że bohaterowie nie mogli dożyć raju o który walczyli (choć jak wiemy to nie koniec historii..), ich życia nie poszły na marne. Na samym końcu ostatnia partia szachów, którą Riku rozgrywał z bogiem kończy się remisem.

Co to wszystko znaczy?
W tym anime, a szczególnie na końcu, kryje się bardzo silna treść egzystencjalna, która próbuje odpowiedzieć na odwieczne pytania ludzkości, ale z perspektywy tych nietzscheańskich "wolnych duchów" do których cała seria NGNL jest skierowana. Fakt tragizmu egzystencji wylewa się z ekranu, nawet takim szczegółem jak mowa Riku przed śmiercią, że poznał swoje błędy i gdyby tylko dostał drugą szansę, to by wygrał - życie nie ma drugiej szansy. Wszelkie rozgrywki szachowe z Bogiem, które Riku przez całe swoje życie uprawiał symbolizowały rywalizację z rzeczywistością, są tym samym co Jakub robił w Starym Testamencie. Jakub wygrał z Bogiem, Riku w pewnym sensie również, ponieważ przekonał/zmusił go do manifestacji i spełnienia swojego marzenia. No Game No Life: Zero jest jednak bardziej skrajne i jeszcze bardziej tragiczne od starotestamentowej opowieści - lud izraela przeżywa i kwitnie, ale animowany odpowiednik Jakuba umiera, a z Bogiem/rzeczywistością nie dokonuje zwycięstwa, tylko remisu. To i tak jest nadludzki wyczyn usprawiedliwiający jego egzystencję. A co do usprawiedliwienia egzystencji:
Film przedstawia archetypiczne życie na ówczesnej Ziemi takim jakim jest z perspektywy moralnego człowieka. Na pierwszy rzut oka, z racjonalnej perspektywy, nie ma ono żadnego sensu, a jedynym racjonalnym wyjściem jest samobójstwo, by uciec od bezsensownego cierpienia. Nawet jeśli, pomimo małych szans i wielkich wymagań, uda się popchnąć sprawę wolności i zbliżyć ludzkość do wyśnionego raju (gdyż seria NGNL od samego początku jest oparta na idealiźmie), to osoby, które tego dokonają tego nie dożyją. Oczywiście można walczyć dla swoich dzieci, ale co z przypadkiem Riku i Schwi, którzy nie mogli mieć dzieci? Cóż, mogli walczyć o sprawę swojego "plemienia". Tak czy inaczej takie osoby nadal mają świadomość, że same wolności nie dożyją. To dlaczego mają o nią walczyć? I dlaczego mają żyć w świecie niewoli, zepsucia, śmierci i triumfu zła? To są rozsądne pytania. I Yuu Kamiya odpowiada na nie swoim dziełem: Miłość jest tak wartościowa, że dla jej przeżywania warto przeboleć i przezwyciężyć wszystko, nawet najgorsze cierpienie w najgorszym świecie. Ale byśmy mogli miłość przeżywać - potrzebujemy być wolni. Tu autor odpowiada na największą zagwozdkę libertarian - trwa libertariańska rewolucja, ba, trwa jej najbardziej kluczowy moment; możesz albo zrobić coś co zapewni zwycięstwo rewolucji albo uratować miłość swojego życia - co robisz? I NGNL odpowiada na to: miłość jest najważniejsza, ale nie może istnieć bez wolności, a więc utrata życia dla sprawy wolności jest wymagana i służy wyżej wymienionym i nie mogą one bez niej istnieć albo się utrzymać na dłuższą metę. Skoro miłość jest celem ostatecznym, to potrzebujemy życia by móc ją przeżywać, a życie potrzebuje wolności, bo bez niej psychopatyczni władcy zrobią kolejne wojny i nam te życia odbiorą albo odbiorą ich sens/smak przez zniewolenie rodem z "1984", co jest gorsze niż śmierć. Tak samo Kamiya odrobił pracę domową i wychodzi z Evangelionowego wniosku, który w NGNL jest już uznany za oczywistość, że by istniała miłość, a nawet jakiekolwiek relacje międzyludzkie, muszą wpierw istnieć podmioty ich doświadczające i je tworzące, a więc wpierw musi istnieć indywidualizm. Autor NGNL kontynuuje więc Evangelionową szkołę na której wychowało się jego pokolenie.

Esencję pierwszego sezonu No Game No Life najbardziej oddawał opening do tego anime, na tej samej zasadzie esencję znaczenia filmu oddaje jego ending "There is a Reason" - który romantycznie przedstawia to co opisałem. Ja akurat wierzę w reinkarncję (widocznie tak jak podmioty liryczne fabuły i endingu) dlatego przekaz filmu uderza we mnie na dodatkowym poziomie analizy, ale nawet dla ludzi, którzy w reinkarnację nie wierzą, myślę, że No Game No Life: Zero jest przynajmniej ciekawą i silną ideowo oraz estetycznie próbą argumentacji przeciw nihilizmowi, za rywalizacją z światem, za walką o idealny raj na Ziemi, nawet jeśli go nie dożyjemy, ponieważ ideały są jak gwiazdy - jeśli nie można ich sięgnąć, to należy się nimi kierować, a gwiazda ta jest drugą najwyższą i najmocniej świecącą z gwiazd na niebie, po gwieździe w kształcie serca, a więc samo dążenie do niej nas znobilituje i napełni nasze życia wartością. Co do wyższej gwiazdy - "raj na Ziemi" zaczyna się i kwitnie w naszych sercach dzięki miłości, a potem wypływa na zewnątrz. Jestem przekonany, że "Zero" to nie koniec epickich niespodzianek i Yuu Kamiya jeszcze nas zaskoczy.

25 Jan 2018

Czy Fate/Zero na prawdę jest nihilistyczne?


Nieświadomym celem ludzi, którzy tworzą i oglądają sztukę o marności i bezsensowności ludzkiej egzystencji jest doprowadzenie do marności i bezsensowności w ludzkiej egzystencji. 

Zastanawiam się dlaczego taki np. "Grobowiec Świetlików" jest nihilistyczny, a Fate/Zero (przecież kończy się tragiczniej!) nie, tylko jest zwykłym dramatem klasycznym z katharsis. Otóż Fate/Zero kończy się tragicznie, ale tragedia ta jest karą za (tu zależy od bohaterów) niegodziwości, ignorancji, głupoty, pychy i innych przywar, z wyróżnieniem niegodziwości, a więc aspekt wolnej woli osadzonej w deterministycznych ramach prawnych jest zachowany, a więc nadzieja na usprawiedliwienie swojej egzystencji, osiągnięcie szcześcia i spełnienia, wyjście z nihilizmu, jezusowe przezwyciężenie cierpienia etc. istnieje. Proszę zauważyć, że bohaterowie w Fate/Zero cierpią przez swoje lub innych błędy (w tym moralne), a nie przez strukturę wszechświata. Dodatkowo największy nihilista jest tu największym antagonistą. W końcu Urobuchi (scenarzysta Fate/Zero), w przeciwieństwie do tego co można wyczytać z tłumaczeń urywek z jego wywiadów ("I have nothing but contempt for the deceitful thing men call 'happiness', and find myself with no choice but to push my characters, whom I pour my heart and soul out to create, into the abyss of tragedy."), nie jest nihilistą, w końcu jak oglądamy jego magnun opus i jedno z największych arcydzieł w historii ludzkości (Madoka Magica), a nie tyle je samo co jego zakończenie "Rebellion", będące jak Nowy Testament do Starych prawd o wiecznym cierpieniu spowodowanym istnieniem samoświadomości i życiem na Ziemi, to widzimy, że odpowiedź na przezwyciężenie nihilizmu pojawia się w koncepcji nadczłowieka, w miłości (w rozumieniu czegoś ponad arystotelską jedność cnót) i służbie naturalnemu porządkowi wszechświata (a więc Stwórcy) tożsamym z pokonaniem Lucyfera, a drogą do tego ma być "constant willpower" (jak to mawia Mark Passio), czy wola mocy (które określenie wolałby Urobuchi jako nietzcheanista), z jezusową/alchemiczną transformacją świadomości pozwalającą zmienić to, co jest przyczyną niemożności przezwyciężenia cierpienia i pokonania zła (przypominam, że PANCERZ EV w dalszym Evangelionie okazał się być OGRANICZENIEM, tak samo "ego" na pewnym etapie oświecenia okazuje się być przeszkodą, a nie ochroną przed światem jak się nierozwiniętej świadomości wydawało). Natomiast w takim Grobowcu Świetlików (nazwa adekwatna - "pogrzebywanie dusz!"), czy nihilistycznych płaczkach Makoto Shinkaia (on z Ghibli mają najbardziej dochodowe filmy animowane w wypełnionej nihilizmem Japonii), podstawą filozoficzną jest przekonanie o determiniźmie ludzkiego losu - zniszczenia na nieuniknionej wojnie, niemożliwości osiągnięcia spełnienia/eudajmonii, niemożności wzięcia losu w swoje ręce, nieistotności ludzkiej woli i nieosiągalności miłości i jedności i z drugą istotą ludzką i z Bogiem/Naturą. Dlatego cieszyłem się, że najnowszy film Shinkaia - Kimi no Niwa - który przebił wszystkie rekordy sprzedaży uznaje już wolną wolę (przez pozostawienie okna nadziei na końcu, dokładnie tak samo jak w epilogu "Angel Beats!", w którym zakochani bohaterowie spotkali się w nastepnym życiu) i tym samym wyższą siłę (higher power, metafizykę - moc świadomości) istniejące w strukturze świata. Tak się dzieje kiedy lewicowy artysta zaczyna robić to czego wymaga kolektywna podświadomość widzów, a nie jego zepsuta świadomość. Społeczeństwo nie jest tak zepsute jak zepsuty jest przeciętny lewicowy artysta.

"Jest coraz więcej artystów, ale coraz mniej mądrych."

Szanujmy więc i wspierajmy w miarę możliwości prawilnych twórców. Sprawa wolnej woli jest kluczem do ludzkiej wolności i fundamentem naszego przetrwania.


12 Sept 2017

Code Geass - Lelouch ideałem moralności?


Nietzsche pisał, że ludzie słabi i tchórzliwi wydają się być moralni, mogą uchodzić nawet za chrześcijański (bądź etatystyczny) ideał człowieka (niewolnika), ale w rzeczywistości są równie niegodziwi co SS-mani, nie posiadają tylko możliwości i odwagi, by swoje ukryte spaczenie i głęboko tkwiącą nienawiść do życia wylać na rzeczywistość. Nie tylko tezy te zostały potwierdzone empirycznie po śmierci filozofa, ale zainspirowały Carla Junga do stworzenia koncepcji "shadow self".

Lelouch z Code Geass jest archetypem moralnego ideału/wolnościowego herosa, właśnie również dzięki temu, że jest silny, odważny, z wielką wolą mocy i idealistycznym pragnieniem dążenia do wyznaczonych celów - jego osobowość uaktywnia się jednak dopiero gdy dostaje moc całkowitej władzy nad innymi ludźmi. Choć w anime nie zaczyna od razu jako czysty ideał, musi się rozwinąć i wyhartować ("hero's journey"), to już od początku widać, że pomimo bycia niebezpiecznym i posiadania ogromnej potęgi - potrafi to kontrolować i kierować się wyższymi (od prostego egotyzmu) wartościami i cnotami, a mocy używa tylko w formie samoobrony i (wyżej) obrony społeczeństwa przed tyranią. Code Geass osiągnął sukces dzięki temu, że archetypy są na swoich miejscach: kobiety lgną do protagonisty, czyli do męskiego typu idealnego - "groźny, ale ucywilizowany"; to kobieta jest "wybudzicielką" zakrywanej przez lata męskiej mocy; aparat urzędniczy (zespół Lloyda) przechodzi pod skrzydła następnego zdobywcy niezważając na bycie na drugim krańcu spektrum politycznego; na "moc króla" obiektywnie zasługuje tylko ten jedyny nietzcheański nadczłowiek, który jako jedyny (albo nieliczny) człowiek na Ziemi ma możliwość nie dania się skorumpować władzy absolutnej; rodzina, a nawet miłość okazują się w końcu być mniej istotne dla archetypicznego herosa, niż wyzwolenie swojego społeczeństwa i przywrócenie mu porządku od chaosu (i tu prawość Code Geass - chaos jest tyranią, a porządek wolnością, a nie tak jak etatyści to przedstawiają, że niby anarchia=chaos, a faszyzm=porządek).
All hail Lelouch!

AMV - Uwaga, ciężkie spoilery! Tylko dla tych co obejrzeli!


15 Aug 2017

"Kimi no Na wa" - "Your Name"

Kimi no Na wa - najnowszy płaczkizm film Makoto "Płaczka" Shinkaia.

Warto o nim napisać, choćby dlatego, że zdobył masę nagród (więcej niż Madoka), pierwsze miejsce na MALu (średnia 9.26 z ponad 270 000 ocen, 56-57% daje 10/10) albo dlatego, że jest najlepiej zarabiającym filmem anime w historii, znacząco bijąc poprzedni rekord po 15 latach:
1. Your Name [2016] - $355,298,270
2. Spirited Away [2001] - $289,096,544
3. Howl's Moving Castle [2004] - $235,184,110
Poza tym chcę napisać recenzję, by zebrać i uporządkować myśli o tym dziele.

[Brak spoilerów]
Jak zawsze u Shinkaia jest wysoka i nowoczesna technologia animacji połączona z artyzmem w stylu naturalistyczno-impresjonistycznym (również impresjonizm w treści - przedstawianie tylko "pozytywnych stron życia", brak poruszania problemów społecznych, brak przesłania / oraz naturalizm - brak lub znikoma ilość fantastyki, metafor, symbolizmu, treści i perspektyw innych niż typowo-codzienno zwykło-ludzkie). Ten film jest jego najładniejszym, choć w jakości estetyki nie odbiega znacząco od "Kotonoha no Niwa" (kto oglądał Kotonohę to się nie zaskoczy). Jest ładny, ale oczywiście szału nie ma, bo nawet najdokładniejszy pędzel, najlepsze animacje i najwyższa technologia nie są w stanie dokonać cudów przy niewymagającym i nie-estetycznym stylu.

Ale film ten (oczywiście) nie jest uwielbiany tylko dlatego, że jest estetycznie ładny. Co więcej, typowe shinkaiowskie "płaczki" (ból egzystencjalny zmieszany z niemożliwością doświadczenia miłości) w nim nie występują, przynajmniej nie jako główne przesłanie/motyw przewodni. Poszedł po trochę rozumu, i zrobił, idąc jeszcze dalej śladem Kotonohy - zwyczajne, popkulturowe love-story (oczywiście to anime, a więc nadal nieporównywalnie lepsze niż wszystkie scenariusze "love-story" z zachodu). Zawsze jego bohaterowie to były największe życiowe cioty jakie można było sobie wyobrazić, tym razem to są zwyczajni (naturalistyczni) bieda-nastolatkowie, a więc kolejny progress. Chociaż kiedy co piąta osoba na ulicy Tokio w realu jest ciekawsza i (co ważniejsze) głębsza osobowościowo niż twoi japońscy bohaterowie to powinieneś (tak jak od zawsze powtarzałem wskazując "Ef: A Fairy Tale of the Two" jako idealny przykład) rzucić pisanie, a zostać tylko przy rysowaniu. Ale.. poza postaciami jest jeszcze scenariusz, i tu się robi ciekawie. Tak jak napisałem wcześniej - zwykłe love-story, ale jednak z kilkoma niezwykłymi elementami...

[Lekkie spoilery settingu i fabuły/]
Prosto z mostu - Ten film jest tak popularny i kochany, bo operuje na archetypicznym i bliskim ludziom (przeważnie wschodu) koncepcie przeznaczonej miłości z poprzednich żyć / poprzedniego życia. Tylko zniekształca go, pokazując go w ramach jednego życia, natomiast uczucia, zachowania, intuicje, pragnienia są jak z miłości przedinkarnacyjnej (przypomina się "Angel Beats!") dążącej do ponownego zjednoczenia w nowych życiach. Jakbym miał powiedzieć swój ideał, to byliby to nadludzie, którzy umawiają się na miłość w następnym życiu, odnajdują się, mogą mieć jakieś problemy ze sobą albo ze swoimi nowymi życiami by dodać trochę smaczków, ale tak czy inaczej rozpoznają się i jednoczą przeciw złu (po co związek jak nie do walki ze złem?! przecież nie dla dzieci), a więc nietzscheański scenariusz "No Game No Life". Tutaj dwójka, już nie shinkaiowskich przegrywów i płaczków (chociaż nadal jest sporo ciotowatości..), tylko zwykłej dziewczyny ze wsi i zwykłego chłopca z miasta, próbują się odnaleźć i kochać, po drodze stykając się z własną głupotą, słabością, śmieszkizmem i immanentną niegodziwością życia.. tylko bardzo wybaczającą i delikatną. Tragicznie nie jest, da się oglądać, wiadomo też czemu to jest tak popularne i szeroko wielbione, szerokie masy ludu pracującego miast i wsi mogą mieć immersję z prostymi bohaterami.

Od strony filozoficznej i wartości oczywiście rak (ale mógł być większy), gdyż irracjonalny romantyzm. Uczenie ludzi, że miłość bierze się z "magii" i ludzie jej nie tworzą tylko "magicznie" zdarza się im, oczywiście beż żadnej racjonalnej przyczyny, bez żadnych systemów wartości, nawet bez umowy/obietnicy/kontynuacji z poprzednich żyć (choć to nie jest w filmie wykluczone).

Poza tym trochę postmodernizmu w wątku mieszania timeline'ów czasu. Ale.. logika i rozum nie są celem tego filmu. Shinkai przyznał w wywiadzie, że jego celem jest "rozrywka", nawet jeśli widzowie nie będą rozumieć co się dzieje na ekranie.

Gdyby film skończył się w połowie. Tzn. ta cała sielanka i śmieszkowanie z brania życia na niepoważnie skończyłyby się tragicznym młotem rzeczywistości, to film miałby jakiś sens, jakąś wartość pozaestetyczną* i nawet troszeczkę szanowałbym go (przynajmniej miałby racjonalny morał). Wystarczy do tego tylko wyciąć drugą połowę. Niestety film by się wtedy nie sprzedał, ludzie nie lubią jak się im przypomina o nawet nie tyle mrocznej i chaotycznej stronie rzeczywistości (bo to już jest dark-fantasy hardcore) tylko o niewybaczalności błędów, nawet jeśli protagonista wyciągnąłby lekcje z swojej porażki i miałby po latach, już jako silniejszy człowiek, tę jedyną prawdziwą miłość, tylko z kimś innym.
[/koniec lekkich spoilerów]
Ludzi trzeba hartować, a romantyczne filmy, tak jak romantyczna muzyka jak pisał Nietzsche: "pozbawia ducha jego surowości i ochoczości, i pozwala bujnie się krzewić wszelkiego rodzaju tęsknotom nieokreślonym, i pragnieniom gąbczastym" oraz "rozmiękcza, czyni zniewieściałym, jej 'wieczna kobiecość' pociąga nas - w dół!". Na pewno dla kobiet ten film ma mniej negatywny wpływ, poza tym - to definitywnie najlepsze dzieło Shinkaia, i nie tylko tu jest progress - to, że przebił on filmy od Ghibli na liście zarobków zrzucając jarzmo ich długiej dominacji, jest jak najbardziej pozytywne.

*Film ma wartości przeważnie estetyczne, ale również jakiś ładunek emocjonalny (jeśli nie życzy się źle pogardzanym bohaterom..) i jakiś tam potencjał refleksyjny, głównie przez dobrze oddany realizm przeżyć bohaterów oraz przewijające się tam metafizyczne idee dot. interkonekcji świadomości (a la "Kokoro Connect"). Myślę, że ten film, z swoją siłą przekazu, może być czymś raczej pozytywnym, gdyż impakt emocjonalny i jakościowy nie są wykorzystane tu do promocji treści jawnie/skrajnie lewackich, nihilizmu, ani słabości. Jak na szeroko popularny film, nie jest tragicznie.

Mocne 5/10. Polecam zapoznać się z filmem.

15 Oct 2016

Dekompozycja - Madoka Magica

Madoka Magica, 1 sezon (2011) lub 2 filmy (2012) + film (2013) - 10/10

Moja dekompozycja Fate/Zero może nie jest idealna, ale po pierwsze - jest pierwszą jaką napisałem, po drugie - z pustego i Salomon.. nawet najlepszy czarodziej nie rzuci zaklęć bez many. Na szczęście Madoka Magica mocy magicznej ma pod dostatkiem. Tym razem jestem w pełni świadomy tego o czym piszę, a wnioski, które tu przedstawię będą konkluzją dziesiątek, jeśli nie setek, godzin pracy analitycznej, interpretacji, łączenia faktów, prowadzenia dyskusji, ponownych obejrzeń i kontemplacji filozoficznych. Oto moja interpretacja/analiza, czyli dekompozycja Madoka Magica:


Wiadomo, że jeśli ktoś ogląda Madokę po raz pierwszy to powinien obejrzeć serię, a potem Rebellion, a za filmy zabrać się dopiero przy chęci ponownego wejścia w piękny świat wykreowany (i w filmach - udoskonalony) przez Shaft'a, ale jako, że zajmuję się analizą, a nie pierwszymi wrażeniami oraz, że taki podział uważam za najlepszy - rozdziały wpisu będą podzielone fabularnie według 3 filmów.

Rozdział 0: Przed oglądaniem

Jeszcze przed samym obejrzeniem Madoki pojawiają się poszlaki, które mogą pomóc w rozkodowywaniu geniuszu tego arcydzieła.
Podczas premiery w japońskiej tv nie było wiadomo kto kryje się za scenariuszem, a trailery i zapowiedzi wskazywały na kolejne sztampowe mahou-shoujo. Co bardziej podejrzliwi mogli przeczytać plotki, że za "Magica Quartet" może stać Urobuchi oraz skojarzyć godziny w jakich było puszczane anime (nocne) za niepasujące do kreowanego obrazu medialnego (poza tym - Shaft wtedy również byli znani z trollowania widzów). Od premiery 3 odcinka plotki zostały potwierdzone i wszystko było już oczywiste. Madoka nie była zwykłym mahou shoujo, była genre-breakerem ("niszczycielem gatunku"), które umiejscawiało magiczne dziewczynki w konwencji dark fantasy.
Jeszcze przy premierze Madoki w USA trailer, którym lokalne wydanie było promowane przez Aniplex był 'trolski', w tym znaczeniu, że kreował fałszywy obraz przesłodzonej, przyjemnej bajki w stylu kina familijnego.
Co kluczowe, co należy zapamiętać z tych faktów do dalszej analizy - Madoka już przed premierą i na jej początku szła schematem dysonansu poznawczego, w którym to co miało intuicyjnie (przy pierwszym, powierzchownym spojrzeniu) wydawać się czymś, w rzeczywistości było nie tylko czymś zupełnie innym, ale wręcz odwrotnym.


Rozdział 1: Początki (dysonansu poznawczego)

Fabuła pierwszego filmu, i pierwszych 3 odcinków serii, kontynuuje schemat dysonansu przed-premierowego Madoki, dopiero pod koniec 3ciego odcinka pokazując pazury mrocznego fantasy jakie kryją się za wstępem rodem z 'okruchów życia'.
Seria zaczyna się sceną snu protagonistki, by widz dostał informację, że 'tam dalej coś będzie się działo, prosimy nie wyłączać przedwcześnie anime'. To subtelne zabezpieczenie przed przedwczesnym porzuceniem oglądania nie zostało umieszczone w pierwszym filmie, gdyż nie było potrzebne (filmy 1 i 2 skierowane są do ludzi, którzy już obejrzeli Madokę lub idą na nią pierwszy raz do kina, więc nie ma obaw przed przerwaniem konsumpcji dzieła).
W anime (całym) praktycznie nic nie wydaje się na pierwszy rzut oka takie jakie w rzeczywistości jest - pod płaszczykiem estetyki/formy/pierwszych wrażeń/mylnej intuicji. Kyubey na początku kreowany jest na słodkiego, niegroźnego kotka, który spełnia życzenia i pomaga walczyć ze złem. W rzeczywistości okazuje się być (dosłownie i symbolicznie) demonem, który oszukuje podatne na manipulacje osoby, by niszczyć indywidualizm (w tym prawa jednostkowe) w imię "wyższych celów". Bycie "magiczną dziewczynką" na początku anime wydaje się być bohaterkom romantycznym ideałem, który jest raz za razem niszczony wraz z postępem fabuły. Mami wydaje się być najsilniejsza z drużyny, głównie ze względu na swoje doświadczenie, ale w rzeczywistości okazuje się być najsłabsza (ubolewa na tym jaka to nie jest żałosna i ginie pierwsza), przez swoją głupotę/naiwność. Sayaka w swoim mniemaniu czyni dobrze poświęcając się dla innych, gdyż nikt nie wychował jej w duchu egoistycznym, ale rzeczywistość okrutnie (i słusznie!) rozmywa jej iluzje dot. altruizmu.
Budowa Madoka Magica to kabalistyczna drabina wtajemniczenia się w sekrety rzeczywistości (przez usuwanie iluzji/oczyszczanie percepcji), jak w Evangelionie, lecz zrobiona inaczej i skierowana raczej do nastoletnich dziewczynek, niż chłopców. W Madoce NIC nie jest takie jakie się pierwotnie może wydawać, jeśli nie ma się wiedzy, jeśli nie weszło się na odpowiednio wysoki poziom zrozumienia rzeczywistości / samego anime.


Rozdział 2: Wieczność (w cierpieniu)

W drugim filmie (4 ostatnie odcinki serii) dalej i mocniej rozbijane są iluzje z pierwszego, ale dochodzą kolejne wątki. Już możemy ostatecznie stwierdzić, że Kyouko, która na początku była kreowana jako "ta zła" okazuje się być trochę zagubioną (niemoralną) osobą, lecz dzięki działaniu w swoim interesie (egoistycznie) z czasem jej osobowość i wewnętrzne poczucie moralności (poczucie winy) poprawiają się. Na końcu życia żałuje wszystkiego złego i odkupia swoje winy przez naprawienie błędów z przeszłości, czyli niestania się lepszym człowiekiem, by móc pokazać Sayace, że egoizm może iść w parze z moralnością, a tym samym uratować jej życie. Choć na początku kreowana była jako prawdopodobny antagonista (gdyż Kyubey wtedy jeszcze nie odsłonił prawdy o sobie), okazała się być jedną z pozytywnych bohaterek. Homura również na początku wydawała się być w oczach czarodziejek raczej negatywną postacią, ale z czasem okazało się, że jest jak najbardziej dobrej woli.
Po zrozumieniu Madoki dzielę ją na 3 poziomy. Pierwszy - to widoczna/oczywista akcja anime; kolejne zajmują się jej interpretacją. Drugi - To zależności psycho-symboliczne, psycho-płciowe między bohaterkami (o których za chwilę), które wyjaśniają sens części zdarzeń. Trzeci - to poziom najwyższy, metafizyczna symbolika dotykająca szersze aspekty natury rzeczywistości. Wszystkie 3 poziomy są ze sobą połączone i się przenikają/wpływają na siebie, ale można je jasno wykrystalizować.
Yin-Yang to idea, która przelewa się przez oba poziomy interpretacji (2 i 3). Madoka jako czyste yin, Homura jako czyste yang. Yang (pierwiastek aktywny/walczący) nie może uratować yin (pierwiastka pasywnego), gdyż to yin musi stać się yang (przetransformować swoją energię w aktywną i zacząć działać), by się uratować. Co nie zmienia faktu, że pierwiastek żeński, póki nie zjednoczy się z męskim, nie jest w stanie osiągnąć pełni/wyzwolenia (tak jak męski bez żeńskiego, dlatego Homura ciągle pragnie zjednoczyć się z Madoką). Dlatego, że Madoka sama dokonała ostatecznego rozwiązania kwestii wiedźm (przez wykorzystanie energii, którą przekazywała jej Homura przez wszystkie próby zmiany losu, połączonej z własną energią - przemienionym/aktywowanym yin), została uwięziona w strukturze wszechświata, co było możliwe, dzięki jej naturze (yin) opierającej się na byciu podległą/określaną przez coś z zewnątrz, w tym wypadku zamiast tylko dla swojej drugiej połówki (Homury) podlegała całej rzeczywistości (przez przeskalowanie do poziomu najwyższego możliwego bytu dla jej roli). W tym momencie świat wszedł w nierównowagę, gdyż wcześniej pierwiastki cierpienia/zła i dobra/szczęścia były w symbiozie, ale przez wprowadzenie nowego Prawa Natury - Prawa Cyklów ("Law of Cycles") i usunięciu wiedźm - oryginalne zamierzenie Stwórcy/Natury zostało sprzeniewierzone.

Wchodząc na najwyższy poziom interpretacji (trzeci): Tak jak wszystko wcześniej wydawało się w Madoce inne niż było w rzeczywistości, tak jak czarne i mroczne okazywało się moralnie dobre, i tak białe i jasne okazywało się moralnie złe, tragiczne i niszczące - tak samo Madoka jest.. Lucyferem! W oryginalnym micie Lucyfer był nosicielem światła o złotych skrzydłach, jednym z aniołów Boga. Jedyne co odróżniało go od innych anielskich istot to jego bunt przeciw Kreacji/Prawom Natury - to właśnie zrobiła Madoka, a więc symbolizuje w anime Lucyfera, co prawda moralnie ratuje ją to, że jest postacią tragiczną, która nie zdawała sobie sprawy z swojej mocy, z konsekwencji swojego życzenia, ani z samej natury rzeczywistości. Piękno Madoka Magica polega również na tym, że Lucyfer jest tu zagubioną małą dziewczynką.
Po obaleniu naturalnego porządku Homura (ying) zostaje sama, co jest dla niej niedopuszczalne, gdyż zgodnie z naturą rzeczy pragnie zjednoczenia z yin (Madoką), tym samym na koniec serii/drugiego filmu skazana jest na wieczne cierpienie (przez życie w niepełni/niespełnieniu). Biorąc pod uwagę ten fakt oraz stan wszechświata - najwyższe zło (nieporównywalnie niebezpieczniejsze od Kyubeya) wygrało.

Rozdział 3: Rebelia (przeciw Lucyferowi)

Świat Lucyfera jest niedoskonały (gdyż nie jest zgodny z oryginalnym zamierzeniem Stwórcy), co wykorzystuje Kyubey dając podstawy do fabuły ostatniej części trylogii. Przed Homurą stoi najtrudniejsze zadanie - musi stać się nadczłowiekiem, by móc uratować siebie i swoją ukochaną z niewoli, w którą sama się wpakowała. Choć ma chwile słabości, w których np. jej wewnętrzne demony skandują "Bóg jest martwy!" za Nietzsche, co w anime i w oryginale oznacza śmierć wszelkiej duchowości, upadek wszelkiej moralności. Gdy Homura umiera, to z myślą, że Naturalny Porządek przegrał, a ona nie dała rady pokonać (i przy okazji - uratować) Lucyfera/Madoki.
Na początku siłę do walki dało jej zrozumienie (podczas "sceny łóżkowej w kwiatach", czyli rozmowy z prawdziwą Madoką, nie lucyferystyczną powłoką), że Madoka w rzeczywistości nie chce swojego losu - jest ofiarą i jakby mogła to by odwróciła swoje decyzje. W tym momencie Homura została symbolicznie oświetlona/oświecona przez sterowiec (ah!). Później pokonuje samą siebie, przez zauważenie/zaakceptowanie całej ciemności w sobie i zniszczenie jej/przemienienie w światło ("zasmakowania" największego upadku, by doznać największego wzrostu). Na dłoniach Madoki (która, przypominam - jest w tym momencie Bogiem dlatego też np. podczas "Holy Quintet" pokazuje swoje oko wewnątrz piramidy) przyjmuje "święcenia" wojownika Prawdy i Sprawiedliwości, transformując się w Nietzscheańskiego Nadczłowieka. Lecz zamiast przyjąć nienaturalny ład Wielkiego Buntownika wychodzi przeciwko Madoce, obala ją i przywraca Naturalny Porządek. Homura symbolizuje archanioła Michała, który postawił się Lucyferowi i jego rewolucji aniołów w niebie, broniąc Boga. Atrybutem arch. Michała był ogień, do czego może nawiązywać słowo "Homura" ("炎"), które można tłumaczyć z japońskiego jako "płomień". Dlatego właśnie Homura akceptuje misję/sens istnienia Kyubeya, nawet jeśli to tylko demoniczny kolektyw, gdyż jako dzieło Stwórcy musi mieć on jakiś cel w stworzeniu, a ona akceptuje naturalny porządek.
Co więcej - wracając do Yin/Yang - Homura wprowadziła naturalny porządek również w kwestii pierwiastków, gdyż ona reprezentuje męski, a Madoka żeński, przy czym dopiero na samym końcu Rebellion te pierwiastki są na swoich naturalnych pozycjach. I w kwestii relacji między bohaterkami i w kwestii równowagi praw natury.
Na końcu Homura ostrzega swoją drugą połówkę, że jeśli znów zbuntuje się przeciw Stwórcy/Naturze, to z wielką przykrością, ale jednak - staną się wrogami, nieważne, że się kochają.

"Calling forth the light is my wish." - Akemi Homura ("Magia")


Reasumując - Madoka Magica nie tylko opiera się na dysonansach poznawczych, ale również stosuje oddzielenie estetyki i formy od moralności, co objawia się tym, że słodkie, jasne postacie (Kyubey, Madoka) są symbolicznie złe, a czarny anioł nazywający się "demonem miłości" jest najbardziej pozytywną/moralną postacią. A do tego wszystkiego - zło wynikało z altruizmu niższego (Sayaka i ogólne zostawanie mahou shoujo by poświęcać się dla innych) i wyższego (Madoka, Kyubey działający dla "dobra wszechświata"), a dobro z racjonalnego egoizmu (Homura).
Chwała Urobuchiemu za stworzenie genialnej historii nietzcheańskiego dark fantasy i jednego z najlepszych dzieł sztuki w historii ludzkości.


30 Dec 2015

Dekompozycja - Fate/Zero

Fate/Zero, 2sezony (2011-2012) - 9/10

Czas dokonać analizy genialnego dzieła Urobuchiego, a raczej adaptacji Jego powieści na okraszone piękną muzyką (od Yuki Kajiury!) i kreską (ufotable!) anime.

Nie będę opisywał całościowo Fate'a i jego elementów składowych, czyli na przykład cudownej muzyki, najlepszej techniki animacji jaka została kiedykolwiek zastosowana w czymkolwiek, pacingu akcji, kompozycji odcinków (potocznie - reżyserki). Skupię się natomiast na treści, scenariuszu i profilach postaci.

Oto Moja interpretacja/analiza, czyli dekompozycja Fate/Zero:

Przed turniejem:

Chronologicznie, czyli Emiya Kiritsugu, główny bohater.

Postać, której nie można lubić, bo (intencjonalnie) została wykreowana przez reżysera jako męczennik i głupiec, który musi cierpieć za swoje poglądy na życie i świat. Popatrzmy na jego dzieciństwo.
Zaczęło się od tego, że zabił swojego ojca. Moralnie? Nie. Czemu nie? Bo ojciec NIE DOKONAŁ NA NIKIM AGRESJI. Mały Kerry z zimną krwią (!) morduje niewinnego ojca będąc w wieku przedszkolnym, damm, jak do tego doszło?
Ojciec Kiritsugu splamił wychowanie. Po pierwsze mały żył bez matki (nic o niej nie wiadomo). Po drugie jedyny rodzic jaki mu pozostał odciął dzieciaka od cywilizacji, ponieważ uciekł na jakąś tropikalną wysepkę, by móc w spokoju rozwijać swoje arkany magii, a odcięcie takie - od sztuki, wiadomości, informacji - ma zawsze negatywne konsekwencje dla (nie)rozwijającej się istoty ludzkiej. Po trzecie ojczyn nie poświęcał mu wystarczająco czasu. Wygląda na to, że prawie w ogóle nie obchodził go jego syn, cała jego uwaga była skierowana na badania, a kontakty z innymi ludźmi, w tym synem, istniały dla niego tylko w ramach teraźniejszych lub przyszłych zysków w rozwijaniu sztuk magicznych. Tak niewychowany syn nie miał ani wystarczającej nauki o świecie, ani o moralności, ani o męskości, która powinna wypłynąć od ojca. Skutek? Kiedy wampiryczna dziewczynka błagała, by ją zabił rzucając mu pod nogi sztylet nie zrobił tego, nikt nie nauczył go tego jak powinien postępować, co jest słuszne, a co nie. Ale karma istnieje, więc ojciec zginął za swoje błędy wychowawcze z rąk syna, który nie czuł nic do niego, bo jak czuć coś do ojca, który się tobą nie zajmuje, a nawet więcej czasu poświęca obcym? Dodatkowo, ojca którego wynalazki pośrednio przyczyniły się do śmierci jedynej ukochanej osoby (odpowiednika starszej siostry). Brak wychowania doprowadził nie tylko do śmierci niewychowującego, ale i do katastrofy jaką była strata całej wioski. Shirley wzięła próbkę dobrowolnie, biorąc związane z tym ryzyko na swoje barki, więc ojciec protagonisty był moralnie czysty i wykonanie na nim kary śmierci było nie tylko niemoralne, ale i obrzydliwie okrutne, a jak dodamy jeszcze, że zrobił to jego syn z pełną wolą czynu, przecież nie musiał, mogła to zrobić Natalia.. Wydarzenia z wyspy odcisną już na zawsze piętno psychiczne na niewychowanym głupcu, który nie wykształcając swojego ego będzie żył jako altruista, bez własnych życiowych pasji z jedynym marzeniem - uratowania ludzkości przez eksterminację magów, by wydarzenia z wyspy nie powtórzyły się. Razem z Natalią zabijali głównie ludzi, którzy sobie na to zasłużyli, ale czy tylko? W końcu ta dwuosobowa drużyna najemnych zabójców nie miała żadnej kropli moralności. Kiritsugu tylko miał zakłamany obraz tego, że moralność jest wtedy kiedy SKUTKIEM będzie ratunek niewinnych. Nie bacząc na działania i przyczyny. Zabijali więc i morderców i "niewygodnych" magów, magów zbiegów, z powodów politycznych, tylko Kiritsugu godził się na to ze względu na swoje zakłamanie odnośnie moralności, ba, zabijał z tak zimną krwią, że Natalia była lekko przerażona. Swoje człowieczeństwo symbolicznie stracił w momencie zestrzelenia samolotu. Zasady, które wyznawał mówiły, że moralniej byłoby gdyby zabezpieczył ludzi na ziemi zabijając Natalię, ale nie wystrzeliłby rakiety, gdyby całkowicie nie zniszczył swojego ego, zastępując je pustym altruizmem. W końcu w jego interesie było uratowanie Natalii za wszelką cenę, ale ten idiota doprowadził do śmierci kolejnej niewinnej osoby, ze względu na szansę na uratowania większej ilości osób. Jego wewnętrzna natura próbowała się bronić i atakować emocjonalnie, ale po załamaniu otrząsł się i ruszył dalej - jeszcze bardziej pusty, jeszcze bardziej zniszczony. Oto pierwszy nihilista Fate/Zero.

Inny rodzaj nihilizmu - Kotomine Kirei.

Kirei, Kirei... Ojciec wychował cię w duchu chrześcijaństwa, nigdy nie nauczył cię introspekcji i Praw Natury, zakłamał twoje życie traktując cię jak narzędzie. Gdy jedyna wartość w twoim życiu zgasła, tzn. zmarła ci żona, poszedłeś do jedynego znanego ci miejsca w którym mogłeś coś robić. Nie miałeś nigdy pasji, ani specjalizacji, nigdy na własną rękę nie mogłeś odkryć wnętrza swojej duszy.
Człowiek, który zostawał mistrzem w danej sztuce, a potem porzucał ją dla innej. Szukający swojego sensu życia i nie mogący go znaleźć. Słuchający się we wszystkim ojca, chociaż to ojciec był pierwszym źródłem jego nieszczęść. Nie mogący samemu naprawić błędów złego wychowania po dorośnięciu. Do turnieju startuje jako bezosobowa, łatwa do kontrolowania, niemająca żadnego celu w życiu forma. "Najbardziej zdemoralizowaną jednostką na Ziemi jest człowiek pozbawiony celu." Jego nihilizm różni się od Kiritsugu tym, że nie ma altruistycznej żądzy zniszczenia siebie przez poświęcenie wszystkiego dla innych. Po prostu nie ma nic - jest pusty.


Wzmianki o pozostałych:

Irisviel - Nie miałaby ego, gdyby nie narodziny córki. Córka włącza jej ukryty pierwiastek człowieczeństwa stając się jej raison d'etre. Zaczyna turniej jako altruistka działająca w pełni dla interesu Ilyi (by miała ojca i względnie normalne życie). Jest jedyną postacią na prawdę tragiczną w całej serii (jeszcze Ilya, ale prawie nie jest pokazywana), ponieważ jej altruistyczne motywacje nie wynikają tylko z słabości, ale również z logicznej kalkulacji tego, że nie uniknie zbliżającej się śmierci i nic innego jej nie zostało. Poza tym spełnia idealnie swoją rolę.

Kayneth Archibald - Jego motywacjami są zmieszane sukces/prestiż/władza. Będzie cierpiał przez swoją głupotę, brak szacunku dla zasad i zły wybór żony.

Maiya Hisau - Absolutny brak ego (przez nieukształtowanie w dzieciństwie), który przeradza się w absolutne oddanie dla głównego bohatera. Tak samo pusta jak Kirei, ale jednak niemanipulowana i nieokłamywana wybrała swoją ścieżkę sama. "Pusty" Kiritsugu nie mógł jednak, jako opiekun, dać jej wzoru do tworzenia własnego 'ja'.

Kariya Matou - Kolejna ofiara braku/złego wychowania. Opuścił okrutną i niegodziwą rodzinę. Nie ma ideałów za które mógłby walczyć i umierać. Opiera się na najniższych, najprostszych emocjonalnych pobudkach. Czysty altruista pragnący poświęcić swoje życie dla innej, straconej już osoby (z zniszczoną psychiką na całe życie). Jest tak żałosny, że jego ojciec woli podziwiać jego cierpienie, niż wygrać legendarny turniej... Umrze w męczarniach za swoją słabość.

Tokiomi Tohsaka - Choć nie jest ideałem moralności to jednak trzeba mu przyznać, że jako jedyny z uczestników-mistrzów działa racjonalnie, czysto egoistycznie i ma konserwatywne obyczaje. Jego motywacją jest poznanie Prawdy/dojście do Źródła (standard dla wszystkich magów), które łączy z prestiżem i sukcesem swojego rodu.

Waver Velvet - Zwykły złodziej. Niegodziwiec z urażoną resztką nic nie znaczącej dumy. Jego motywacją jest pokazanie światu, że nie jest takim frajerem za jakiego go uważają. Podczas nauki w Londynie dał sobie wytworzyć tożsamość złudną, którą po turnieju odrzuci. Zaczyna od kradzieży artefaktu swojego nauczyciela, potem kradnie co popadnie łącznie z domem jednorodzinnym, stosując przymus hipnozy. Lewackie ścierwo godne tylko i wyłącznie szybkiej śmierci.

Słudzy:

Saber - Jej motywacją jest altruistyczne poświęcenie się dla swojego kraju. Naprawienie błędów z przeszłości.

Lancer - Nie jest dokładnie zarysowany, ciężko Mi ustalić czy walczy o naprawę przeszłości, czy tylko z powodu pułapki Graala. Stawiałbym na to, że wszystkie jego wartości to kodeks rycerski i jego wypełnianie, a uczestnictwo w turnieju jest mu narzucane (albo turniej albo nic).

Rider - Chce żyć, po prostu, uciec z pułapki, zreinkarnować się. Jest tym samym zdrowym egoistą. Może niemoralnym złodziejem, który jest sparowany z Waverem by pokazać, że nie ma różnicy moralnej między rabusiem małego kalibru, a najwyższego, ale przynajmniej z egoistycznymi pobudkami. Choć go nie lubię, to przyznaję, że przynajmniej walczy i umiera za ideały.

Archer - Pozytywnie szurnięty, niemoralny, egotyczny, przearogancki buc. Wspaniała postać.. no prawie. Brakuje mu co prawda poczucia etyki, przyzwoitości międzyludzkiej, ale względnie do reszty postaci jest, choć nieidealny, to jednak całkiem normalny. Kierują nim może niewzniosłe, ale jednak egoistyczne pobudki rozrywki i żądzy władzy.

Caster - Razem z mistrzem są tylko irracjonalnymi narzędziami destrukcji. Niewarci dłuższych wywodów.

Assassyn i Berserker są tylko narzędziami, bez woli. Nie można określić, czy to co kieruje Berserkiem odnośnie Saber nie jest zbytnio spotęgowane przez zastosowaną odmianę rytuału przywoływania, a dodatkowo jest mało ważny, więc go zostawię jak Castera.


Jeszcze o Kiritsugu:

Przed rozpoczęciem turnieju Kiritsugu miał na swoim koncie dziesiątki tysięcy istnień. Miał już dość. Zatrudnił się u Einzbernów jako mag-wykonawca, po to, by zdobyć Graal i zakończyć wszystkie wojny. Lecz.. umowa wnosiła do jego życia dwie nowe wartości - żonę i dziecko. I to nimi się zajął. Znalazł swój sens, widać szczególnie po jego zachowaniu z córką i jak wspominał ją na początku 1szego sezonu w apartamencie. W końcu wyjdzie na to, że jego motywacje ulegną zmianie. Chociaż celem głównym pozostaje altruistyczne poświęcenie się, by zbawić ludzkość to z nim samym nie miałby odpowiedniej siły woli do zwycięstwa. Pcha go jeszcze egoizm związany z miłością do córki, którą chce mieć nadal, a według umowy by ją mieć - musi wygrać. Dodatkowo jeszcze może zalegać mu nadzieja na to, że Graal jako wszechpotężny da radę uratować również Irisviel. Kiedy wyznaje swoje cele i ideały tak na prawdę ukrywa przed innymi, a może i przed samym sobą, że prawdziwą główną wartością w jego życiu jest jego rodzina i to dla nich walczy. Inaczej jakakolwiek immersja nie byłaby możliwa z protagonistą i anime w ogóle. A więc możliwe, że Kiritsugu okłamuje sam siebie, że działa altruistycznie, siedząc nadal w tożsamości złudnej - obrońcy ludzkości, "sprawiedliwego" bohatera.

W trakcie turnieju:

Interpretacja scen:

Wzajemne zainteresowanie Kireia i Kiritsugu- Kirei jako pusty nihilista nie mógł uwierzyć w idealizm Kiritsugu. Gdy dowiedział się o jego marzeniu słusznie stwierdził, że w takim wypadku nie ma między nimi różnicy, bo nie ma różnicy między altruistą dążącym do samozniszczenia, a dążącym do jeszcze większej (wszech)samozagłady nihilisty. Kirei natomiast nie mógł dowiedzieć się o podświadomych intencjach Kiritsugu, które nie były altruistyczne i tutaj (w miłości do rodziny, którą Kirei utracił) leżało prawdziwe rozwiązanie jego zagadki. A więc coś ich jednak różniło i ta realna różnica przyczyniła się do realnego konfliktu. Kiritsugu za to obawiał się mnicha przez brak ego, które już jako takie sam posiadał (rodzina, idealizm, styl działania, podstawowe zasady moralne), ale miał świadomość do czego może doprowadzić jego brak - nieobliczalności. A jest ona bardzo kłopotliwą cechą dla taktyka, jeśli występuje u przeciwnika.

Manipulacja Kireiem przez Gilgamesha
- Była łatwa. Gilgamesh był silną osobowością i rozumnym, zdolnym do manipulacji osobnikiem, który wykorzystał pustkę Kireia by, trochę jak ten wąż z ogrodu, krok po kroku pchać go na ciemną stronę mocy (dla własnej rozrywki). Stosował oszustwa psychologiczne (jak to z niby podświadomym zainteresowaniem Kariyą) doprowadzając mnicha do błędnych wniosków o samym sobie, ale nie mógłby nic zrobić w tym aspekcie gdyby Kirei sam nie wiedział czego chce, jakie ma wartości, co lubi, o co walczy i po co żyje, czyli jakby miał ego. To w końcu doprowadziło do okrutnej zbrodni, czyli zamordowania nauczyciela Kireia i ostatecznego błędnego wniosku, który był ironiczną wręcz kwintesencją krytyki słabych, niemających silnego poczucia siebie, swoich wartości i ideałów ludzi, że ukrytym pragnieniem tego głupca miało być niby zniszczenie (jak dobrze wiemy Graal nie spełnił żadnych życzeń, tylko eksplodował). Urobuchi  najwidoczniej chciał dobitnie pokazać, że brak ego jest równoznaczny z brakiem rozumu.

Bankiet Królów - Na poziomie politycznym i etycznym oczywiście Saber miałaby rację, ponieważ król zawsze musi być podporządkowany etyce i jest to podstawą Cywilizacji Łacińskiej z jakiej pochodziła. Ale o nie tym był ten bankiet. Królowanie, rządzenie to były tylko zasłony dla prawdziwego sensu tej rozmowy, którym była kwestia altruizmu i egoizmu, tak, znowu. Rider i Gilgamesh próbowali przekonać Saber, że dla niej, jako jednostki, działanie altruistyczne jest destrukcyjne, że jej chęć poświęcania się dla innych/swojego kraju doprowadzi nie tylko do zagłady ją samą, ale za sobą pociągnie swój kraj/swoich poddanych (co było później jeszcze swoiście doargumentowane przez Berserkera). W końcu przecież Rider i Archer nie byli przeciwnikami etyki łacińskiej jako takiej, twierdzili, że wyznawanie swoich królewskich zasad i życie w zgodzie z nimi jest esencją królewskości, dopóki nie jest się altruistą. Dopóki te etyczne zasady mają za cel być naszym celem, czy ramami naszego działania, a nie ograniczeniem naszego życia/szczęścia. Kwestia dobrania samych zasad (np. libertariańskich, łacińskich, turańskich etc) nie jest w tej scenie poruszana. Poruszany jest tylko, szkodzący Arturii altruizm. Na końcu Gilgamesh wręcz idealnie podsumowuje upór Saber mówiąc, że z taką bezinteresowną postawą robiłaby za świetny dobytek w jego haremie. Mogłaby wtedy poświęcać się dla kogoś (niego) w nieskończoność i w pełni.

Kiritsugu nieodzywający się do Saber - To wynikało z połączenia dwóch czynników. Pierwszym była postawa samego protagonisty, który traktował servantów jak zwykłe kukły. Nie czuł żadnego szacunku dla bohaterów, bo widział w nich młodego siebie, który takim myśleniem przynosił tylko ból i cierpienie sobie i najbliższym. Po drugie nie znosił Arturii przez jej szlachetność, rycerskość i etyczność w wszelkim działaniu. Cechy te postrzegał jako przeszkody w realizacji własnych celów. W końcu był makiawelistą. Ten konflikt wartości był najbarwniej ukazany podczas sceny śmierci Lancera i dyskusji jaka toczyła się po niej.

Zakończenie/aktywacja Graala - Po pierwsze - Irisviel umarła. Dzięki temu Graal (Aryman) mógł powstać. Znając jego imię, znamy również jego cele - śmierć i zniszczenie. Wszystko inne to oszustwo, razem z legendą o spełnianiu życzeń. Aryman zrobiłby dokładnie to samo niezależnie od życzenia. Twierdził, że to (mordy) jest jedyny sposób zbawienia ludzkości jaki Kiritsugu zna, ale okłamał go nie tylko dlatego, że Kiritsugu w rzeczywistości tego nie chciał, ale nawet gdyby znał teorię libertariańską i poprosił o światowy ład bezpaństwowy to wynik byłby ten sam - zniszczenie. Graal był jednym, wielkim oszustwem. Wszyscy dążyli do tego samego i nikt nie wiedział do czego. Choć nadal drużyna Kiritsugu miała najwięcej racji zwycięstwa, bo przynajmniej moralność protagonisty sprawiła, że zniszczył złowrogi artefakt. Ale jaki płynie z tego morał? Brak wiedzy o sytuacji w jakiej się jest i ślepa wiara w ideały połączona z nieznajomością Prawa Naturalnego doprowadziły do ogromnej eskalacji nieszczęść. Do tego dochodzi altruizm (miałkie ego) jako kolejne źródło zła. Większość bohaterów cierpiała właśnie przez to ostatnie. Mamy jasno nakreślone, że egoiści są bardziej szczęśliwi (Archer, Rider, Tohsaka) od reszty. Natomiast poza altruizmem głównymi źródłami wszystkich nieszczęść jakie objawiły się w trakcie turnieju były niemoralność i nieetyczność. W anime można było też zauważyć, że "zło" (jak zawsze) płynęło również z braku wychowania lub błędnego wychowania dzieci.

Konkluzje:

To jest jak najbardziej ciężka historia. Od samego początku wszyscy byli skazani na cierpienie. To był jedyny cel ich zmagań. I tu wyjawia się nihilistyczna (w kompozycji) natura tego dzieła.
Emiya Kiritsugu stracił swój nowo nabyty sens życia i ponownie zmarł, już na dobre. Wychowywanie adoptowanego dziecka jest tylko zastąpieniem pustki, nie robi już tego z pasji. Nie ma żadnych pasji. Żyje, żre i czeka na śmierć, czyli jest martwy.
Co do reszty postaci to sprawa jest oczywista. Waver porzucił resztki ideałów, Kirei i Gilgamesh pozostali na ścieżce zła, Rin straciła ojca i matkę (no prawie..), Ilya została sama i zostanie wykorzystana jak Iri, reszta nie żyje. Nikt nie skończył szczęśliwie, nikt. Oto sekret Graala, oto sekret ślepej głupoty i destrukcyjnej bezinteresowności, oto metaforyczny wynik dążenia do niemożliwego, przez nieznajomość praw rządzących światem. Wielka spirala nieszczęść z której widz może wziąć tylko przestrogi czego nie robić, jakim nie być. Oto dojrzałe i ponure anime traktujące widza poważnie. A poza tym, patrząc nie tylko na treść, ale na całokształt utworu - jedno z najlepszych dzieł sztuki jakie powstało na Ziemi.

The End