5 Mar 2018

No Game No Life: Zero - interpretacja

Uwaga!: Tekst ten jest przeznaczony dla osób, które obejrzały już NGNL: Zero.

Nie jestem w stanie napisać interpretacji No Game No Life, ponieważ nie tylko anime to nie dobiegło końca, ale po premierach książek można wywnioskować, że pierwszy sezon kończy się gdzieś na początku opowieści. Film "Zero" jest natomiast inną bajką, pre-quelem w formie spin-offu, który wymaga znajomości poprzedzającej go serii, ale nie wymaga kontynuacji, będąc zamkniętą historią. W głównej linii fabularnej mamy słuszny, ale prosty przekaz, metaforycznie rzecz biorąc: dwójka racjonalnych egoistów, indywidualistów, humanistów (miłośników ludzkiego potencjału) wspina się po szczeblach hierarchii kompetencji libertariańskiego świata. Możliwe, że jednym z ich celów, a nawet celem głównym, jest odzyskanie wolnej woli istot zamieszkujących Disboard (przez detronizację Teda), ale jeśli nie, to nieważne, bo sam racjonalnie egoistyczny cel osiągnięcia szczytu hierarchii wolnego świata jest wystarczająco wzniosły i chwalebny. W "Zero" mamy do czynienia z ich poprzednimi wcieleniami. Mamy też wyjaśnione kim jest Ted. Ogólnie rzecz biorąc film ten rzuca zupełnie inne światło na No Game No Life. Już sam gatunek dzieła z libertariańskiej komedii fantasy przeszedł w post-apokaliptyczny dramat fantasy, który zamiast aksjomatów raczy nas treściami egzystencjalnymi oraz jeszcze pełniejszą pochwałą indywidualizmu. Dlatego nie chcę skupiać się na samej fabule filmu, ale właśnie na wątkach egzystencjalnych, na przekazie jaki z niego płynie.

[Spoilery!]
1. Zastany świat jest okrutnym, niesprawiedliwym miejscem, w którym wygrywa zło, w którym wszyscy są skazani na cierpienie, w którym jest tak źle i który jest tak zepsuty, a siły dobra tak nieliczne i słabe, że wszelka walka o jego poprawę wydaje się nie mieć sensu. Kolektywiści odnoszą przytłaczający triumf na każdym polu, a indywidualiści biją się wewnętrznie między nihilizmem, a samobójstwem. To jest archetypiczny obraz założeń.

2. Protagonista mimo wszystko (w tym śmierci najpierw rodziny, a potem prawie wszystkich przyjaciół) nie poddaje się, dzięki czemu w zgliszczach Wielkiej Wojny natrafia w końcu na Schwi (<szuvi>). Natrafia na nią również dlatego, że po stracie rodziny i bezsensie odwlekania śmierci nie poddał się, czym jej zaimponował. Można też wywnioskować, że pierwsze anomaliczne doświadczenie Schwi było widokiem matki małego Riku, która zasłoniła go własnym ciałem przed eksplozją. To wtedy po raz pierwszy zobaczyła miłość/troskę/ludzkie emocje i to musiało odpalić jej ciekawość ludzkim sercem. To wtedy też zaczęła podświadomie mieć wyrzuty sumienia i współczucie dla Riku za swoje zbrodnie.

3. Schwi jest androidką, która jako jedyna odłączyła się od kolektywu. Zrobiła to, podobnie jak Neo z Matrixa, czy Inspektor z Equilibrium, ponieważ doświadczyła poza-matrixa, tu akurat przez próbę analizy ludzkiej osobowości. Postanowiła, że chce zbadać osobowość głównego bohatera (zakochała się w nim, choć wtedy jeszcze nie miała o tym pojęcia, ani o tym czym jest miłość), ale by móc tego dokonać musiała zostać indywiduum.

4. Riku nadaje jej imię oraz pomaga stworzyć jej osobowość. Schwi zauważa, że go kocha. Protagonista wychowuje sobie życiową partnerkę i tym bardziej jej osobowość jest utworzona i bliższa ideału Shiro, który zmaterializuje się w nast. życiu, tym bardziej jego miłość do niej dojrzewa. Na końcu filmu będzie już prawie w pełni dojrzałą osobowością. Ich związek, w filmie i serii, jest archetypicznie idealny, dlatego, że Shiro jest jungowską animą Sory.
Proszę zauważyć, że Riku nie gra w grę ego-dominacji wykorzystując uległość swojej partnerki, tylko mądrze mówi jej, że ona sama musi odkryć idealną formę dla jego duszy (co w końcu robiła, kiedy nie miał nawet tego do końca świadomości, widać to w jego oczach i reakcji kiedy przyjęła delikatny głos anielskiej dziewczynki), bo przecież sam nie ma wiedzy absolutnej o sobie i potencjale wszechświata. Schwi więc rozwija się według swojej woli i swojego osądu, orientując się na jej najwyższe dobro, a więc spełnienie potrzeb duchowych swojego ukochanego. Miłość jest więc tym, co budzi w niej indywidualizm. Mówiąc inaczej (i nawiązując do End of Evangelion): pragnienie możliwości przeżywania miłości popycha ją i motywuje do akceptacji (i rozwoju) indywidualizmu.

5. Dzięki "uporządkowaniu swojego domostwa" bohaterowie podnoszą się i ogłaszają wojnę z wszystkimi imperiami świata. Ale jako, że ludzie nie mają żadnych szans w otwartym starciu, to wybierają walkę wywiadowczo-informacyjną. Ogłoszenie zasad tej rywalizacji jest nawiązaniem do ogłoszenia Żydom 10 przykazań przez Mojżesza, i pra-początkiem aksjomatów Teda.

I teraz wchodzimy na wyższy poziom: [I mocne spoilery!]
6. Dopóki na świecie istnieje władza to bohaterowie nie mogą żyć ze sobą i kultywować swojej miłości - muszą poświęcić się wolności. Mając tego świadomość Schwi de facto poświęca swoje życie, by dać Riku szansę na zdobycie boskiego tronu. On w dalszej perspektywie nie załamuje się, by nie zmarnować jej poświęcenia, i po kolejnej z wielu modlitw do okrutnego Boga, który śmiał skazać dobrych ludzi na cierpienie w niegodziwym świecie, co jest wszystko metaforą do sytuacji indywidualistów/wolnościowców w współczesnym etatyźmie, rusza do ostatniej bitwy o losy świata.

7. Dzięki nadludzkiemu wysiłku woli, ogromnej pracy, wykorzystaniu inteligencji i sprytu oraz wielkiemu poświęceniu, w końcu udaje się umieścić Riku przed boskim tronem. Niestety z swoim rozpadającym się ciałem i stanowiącym blokadę masywnym stężeniem energii - nie jest w stanie go zdobyć, a więc zrealizować marzenia o lepszym świecie. W tym momencie ma swoją ostatnią modlitwę przed śmiercią i dla odmiany jedyną w pełni prawdziwą, wychodzącą z najgłębszego miejsca duszy. Jest to jedna z najmocniejszych, najbardziej przepełnionych znaczeniem scen w historii sztuki. Pomimo otwartej niesprawiedliwości świata, pomimo wszelkich tragedii jakiego spotkały jego i jego bliskich, to na końcu akceptuje fakt, że był grzesznikiem, że był niedoskonały i może jakby był lepszym, bardziej cnotliwym człowiekiem albo ogarnął się wcześniej, to wynik jego życia byłby inny. Po spowiedzi błaga Boga o ukazanie mu sensu życia, jego i jego bliskich. Ted manifestuje się i bierze boski tron - odnawiając świat i wprowadzając libertariańskie aksjomaty. Mimo, że bohaterowie nie mogli dożyć raju o który walczyli (choć jak wiemy to nie koniec historii..), ich życia nie poszły na marne. Na samym końcu ostatnia partia szachów, którą Riku rozgrywał z bogiem kończy się remisem.

Co to wszystko znaczy?
W tym anime, a szczególnie na końcu, kryje się bardzo silna treść egzystencjalna, która próbuje odpowiedzieć na odwieczne pytania ludzkości, ale z perspektywy tych nietzscheańskich "wolnych duchów" do których cała seria NGNL jest skierowana. Fakt tragizmu egzystencji wylewa się z ekranu, nawet takim szczegółem jak mowa Riku przed śmiercią, że poznał swoje błędy i gdyby tylko dostał drugą szansę, to by wygrał - życie nie ma drugiej szansy. Wszelkie rozgrywki szachowe z Bogiem, które Riku przez całe swoje życie uprawiał symbolizowały rywalizację z rzeczywistością, są tym samym co Jakub robił w Starym Testamencie. Jakub wygrał z Bogiem, Riku w pewnym sensie również, ponieważ przekonał/zmusił go do manifestacji i spełnienia swojego marzenia. No Game No Life: Zero jest jednak bardziej skrajne i jeszcze bardziej tragiczne od starotestamentowej opowieści - lud izraela przeżywa i kwitnie, ale animowany odpowiednik Jakuba umiera, a z Bogiem/rzeczywistością nie dokonuje zwycięstwa, tylko remisu. To i tak jest nadludzki wyczyn usprawiedliwiający jego egzystencję. A co do usprawiedliwienia egzystencji:
Film przedstawia archetypiczne życie na ówczesnej Ziemi takim jakim jest z perspektywy moralnego człowieka. Na pierwszy rzut oka, z racjonalnej perspektywy, nie ma ono żadnego sensu, a jedynym racjonalnym wyjściem jest samobójstwo, by uciec od bezsensownego cierpienia. Nawet jeśli, pomimo małych szans i wielkich wymagań, uda się popchnąć sprawę wolności i zbliżyć ludzkość do wyśnionego raju (gdyż seria NGNL od samego początku jest oparta na idealiźmie), to osoby, które tego dokonają tego nie dożyją. Oczywiście można walczyć dla swoich dzieci, ale co z przypadkiem Riku i Schwi, którzy nie mogli mieć dzieci? Cóż, mogli walczyć o sprawę swojego "plemienia". Tak czy inaczej takie osoby nadal mają świadomość, że same wolności nie dożyją. To dlaczego mają o nią walczyć? I dlaczego mają żyć w świecie niewoli, zepsucia, śmierci i triumfu zła? To są rozsądne pytania. I Yuu Kamiya odpowiada na nie swoim dziełem: Miłość jest tak wartościowa, że dla jej przeżywania warto przeboleć i przezwyciężyć wszystko, nawet najgorsze cierpienie w najgorszym świecie. Ale byśmy mogli miłość przeżywać - potrzebujemy być wolni. Tu autor odpowiada na największą zagwozdkę libertarian - trwa libertariańska rewolucja, ba, trwa jej najbardziej kluczowy moment; możesz albo zrobić coś co zapewni zwycięstwo rewolucji albo uratować miłość swojego życia - co robisz? I NGNL odpowiada na to: miłość jest najważniejsza, ale nie może istnieć bez wolności, a więc utrata życia dla sprawy wolności jest wymagana i służy wyżej wymienionym i nie mogą one bez niej istnieć albo się utrzymać na dłuższą metę. Skoro miłość jest celem ostatecznym, to potrzebujemy życia by móc ją przeżywać, a życie potrzebuje wolności, bo bez niej psychopatyczni władcy zrobią kolejne wojny i nam te życia odbiorą albo odbiorą ich sens/smak przez zniewolenie rodem z "1984", co jest gorsze niż śmierć. Tak samo Kamiya odrobił pracę domową i wychodzi z Evangelionowego wniosku, który w NGNL jest już uznany za oczywistość, że by istniała miłość, a nawet jakiekolwiek relacje międzyludzkie, muszą wpierw istnieć podmioty ich doświadczające i je tworzące, a więc wpierw musi istnieć indywidualizm. Autor NGNL kontynuuje więc Evangelionową szkołę na której wychowało się jego pokolenie.

Esencję pierwszego sezonu No Game No Life najbardziej oddawał opening do tego anime, na tej samej zasadzie esencję znaczenia filmu oddaje jego ending "There is a Reason" - który romantycznie przedstawia to co opisałem. Ja akurat wierzę w reinkarncję (widocznie tak jak podmioty liryczne fabuły i endingu) dlatego przekaz filmu uderza we mnie na dodatkowym poziomie analizy, ale nawet dla ludzi, którzy w reinkarnację nie wierzą, myślę, że No Game No Life: Zero jest przynajmniej ciekawą i silną ideowo oraz estetycznie próbą argumentacji przeciw nihilizmowi, za rywalizacją z światem, za walką o idealny raj na Ziemi, nawet jeśli go nie dożyjemy, ponieważ ideały są jak gwiazdy - jeśli nie można ich sięgnąć, to należy się nimi kierować, a gwiazda ta jest drugą najwyższą i najmocniej świecącą z gwiazd na niebie, po gwieździe w kształcie serca, a więc samo dążenie do niej nas znobilituje i napełni nasze życia wartością. Co do wyższej gwiazdy - "raj na Ziemi" zaczyna się i kwitnie w naszych sercach dzięki miłości, a potem wypływa na zewnątrz. Jestem przekonany, że "Zero" to nie koniec epickich niespodzianek i Yuu Kamiya jeszcze nas zaskoczy.

No comments:

Post a Comment